sobota, 21 lipca 2012

Rozdział czterdziesty szósty


Isabel 
 Razem z Anną stroiłyśmy na świątecznie salę od Christiana i Laury. Lekarz na całe szczęście wyraził zgodę, żeby umieścić rodzeństwo w jednej sali na czas świąt.
 Podeszłam do okna, za którym padał śnieg. Było tak pięknie, świątecznie, ale ja niestety tego nie odczuwałam. Brakowało mi cały czas tej obecności Christiana. Tego jego uśmiechu i jemioły. Chyba pierwszy raz w moim życiu będę spędzać święta w szpitalu. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak Ania nachylała się nad Laurą i dotykała jej jasnego lica. Już otarcia z jej twarzy się zagoiły i wyglądała teraz jak śpiąca Królewna.
 - Isabel? – kobieta odezwała się. Spojrzałam na nią pytająco. – Czy mogłabyś ogolić Christiana, bo nie podoba mi się z tym zarostem, a z pewnością nie będzie się miło go całować.
 Uśmiechnęłam się na jej słowa. Niesamowite jak szybko ona doszła do siebie po wypadku. Ja dzięki niej jeszcze funkcjonuję i nie zrobiłam żadnej głupoty. Wreszcie mam kogoś bliskiego, kto wysłucha mnie jak mama, której przez lata nie miałam.

Eva
 Cały czas przyglądałam się Niallowi. Od ponad miesiąca nie widziałam na jego twarzy uśmiechu. Nawet wyciągnięcie go do Irlandii mu nie pomogło. Jutro jest Boże Narodzenie, ale on chce wrócić do Londynu. Tyle, że po rozmowie z jego matką wiem, że nie chce go puszczać, ponieważ woli mieć go na oku, bo boi się, że coś sobie zrobi.
 - No Stary zjedz coś! – Mick znowu coś podsunął mu pod nos.
 - Nie jestem głodny. – powiedział swoim oschłym głosem.
 - Kochany, proszę cię… - dotknęłam jego blond czupryny. – Laura nie chciałaby, żebyś się tak zaniedbywał…
 - Skąd możesz wiedzieć, co ona chciałaby? – spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, w którym zamieszkał smutek.
 - Bo jestem dziewczyną? Bo wiem, że jej na tobie zależy? Ja na przykład nie chciałabym, żeby po moim wypadku Mike zachowywał się w ten sposób, żeby wszystkich zaniedbywał i tylko myślał o mnie i o nikim innym… - nie wiem, dlaczego, ale do moich oczu napłynęły łzy. – Ona wyjdzie z tego, ale jej w ten sposób w niczym nie pomożesz… Chcesz jechać do niej na święta? Nie ma sprawy.. Pogadam z twoją mamą i nawet dzisiaj będziesz mógł jechać, ale nie możesz nas zaniedbywać… Proszę…
 Przyglądał mi się z miną ucznia, któremu próbowałam wytłumaczyć zasady fizyki. Bałam się, że nie dotarły do niego żadne słowa, które chciałam mu przekazać.
 Poczułam na plecach dłoń Mike’a, która zawsze dodawała mi otuchy.
 - Dlaczego to robisz? – zapytał Niall.
 - Co robię?
 - Dlaczego mi to wszystko mówisz? Przecież nie jesteśmy już razem, nie musisz o mnie dbać.
 - Nie jesteśmy parą, ale jesteśmy przyjaciółmi od małego i to jest moim obowiązkiem, żeby się tobą opiekować właśnie w takich chwilach…
 Przytuliłam się do niego. Poczułam jak po mojej szyi spływają jego łzy.

Abby
 - Mark! - Do pokoju, gdzie stroiłam choinkę wpadł chłopak cały obsypany białą mąką. – Cóż ty wyrabiał w tej kuchni?
 - Ciasteczka pieczę, a co? – uniósł swoje ciemne brwi.- W czymś ci pomóc?
 - Tak. Czy mógłbyś założyć gwiazdę?
 Podałam mu srebrną gwiazdę, którą dostałam od swojego ojca w ostatnie nasze święta. Spojrzał na nią, a zaraz na mnie.
 - Dlaczego tutaj chcesz spędzać święta?
 - Nie rozumiem…
 - Chodzi mi o to, dlaczego nie chcesz wrócić do domu albo spędzić ten czas z Louisem albo Zayn’em…?
 - Nie chcę wracać do domu, ponieważ moja mama i tak nie ma czasu… Szef wysłał ją na dwa tygodnie do Nowego Yorku, a jeżeli chodzi o Louisa… To nie chciałabym się na siłę wpraszać, a Zayn ma swoje życie, a ja już nie jestem dla niego ważna…
 - Dlaczego tak mówisz? – położył swoją dłoń na moim ramieniu i spojrzał mi głęboko w oczy. – Przecież Zayn cię kocha.
 - A mówił ci to?
 - No nie, ale wiem, że tak jest.
 - Mark, ty nic nie wiesz. Od wypadku Laury i Christiana nasz związek już nie istnieje, on jest, ale tak naprawdę nie istnieje. Wiesz, co jest najgorsze? – pokręcił swoją głową. – To, że ja się w nim duszę. Tęsknię za czasami, kiedy Zayn i ja byliśmy tylko przyjaciółmi…
 - Mam pomysł… - delikatnie zagryzł swoją wargę. – Święta są okazją na to, żeby porozmawiać z bliskimi. Można wtedy wyznać to, co się czuję i w ogóle. Jak dobrze jestem poinformowany Zayn postanowił spędzić wigilię w Londynie, w szpitalu. Pojedźmy tam dzisiaj i porozmawiasz z nim twarzą w twarz na temat waszego związku, powiedz mu prawdę, nawet jeżeli ona może zaboleć, a ja przyrzekam, że…- zamilkł.
 - Mark?
 - Pamiętasz jak ci mówiłem o tamtej dziewczynie, w której jestem zakochany? – pokiwałam mu twierdząco głową. – Wyznam jej dzisiejszego wieczoru to, co czuję do niej… Sztama? – podał mi swoją dłoń.
 To była dla mnie trudna decyzja, bo dzisiejszego wieczora moje życie może się obrócić o 180 stopni. Spojrzałam w jego oczy. Były one tak bardzo podobne do Zayn’a, ale miałam wrażenie, że one miały w sobie coś więcej, coś czego brakowało Zayn’owi.
 Podałam swoją dłoń Mark’owi i uścisnęłam. Teraz wiem, że rozmowa z moim chłopakiem jest nieunikniona.

Zuza
 Dzisiaj jest wigilia, ale nie będzie ona należała do najlepszych, ponieważ dzisiaj postanowiłam wyjawić prawdę moim rodzicom oraz Adamowi o mojej chorobie. Bardzo się boję ich reakcji na to, ale ja muszę, bo znowu przyśniła mi się Laura, która powiedziała, że to jest najlepsze wyjście i może nie będzie na początku mi łatwo, ale potem w przyszłości nie będę żałować.             
 Najpierw kolacja z rodziną, potem krótka rozmowa, następnie wysłucham kazania, ale znając życie nie wytrzymam do końca. Wyjdę z domu, pojadę autem mamy do Krakowa, wpadnę do domu Adama. Wyciągnę go na dwór i powiem mu prawdę, dlaczego tak się zachowuję wobec niego i dlaczego go odtrącam.
 Najgorsze jest to ostatnie… Widzę, że mu na mnie zależy, ale trzyma dystans jakby wiedział, że nie możemy być razem. Kiedyś powiedziałabym, że to przez Zayna, ale prawda jest taka, że do niego nie czuję już nic. Nigdy nie byliśmy razem, a nasze uczucie było chwilowe. Tak naprawdę to nie wiem jak to jest z moimi uczuciami, raz kocham raz nie, ale teraz już wiem, że z Malikiem nie wyszłoby.
- Zuza? – do mojego pokoju weszła Kasia. – Przyszłam się pożegnać.
 - Już jedziesz?
 Kasia dzisiaj wylatuje do Londynu razem z mamą i ojczymem. Mieli oni dość patrzenia na to jak się zamartwia o Laurę, że postanowili spędzić te święta razem z Anną i resztą w szpitalu.
 - Tak… - usiadła obok mnie na parapecie. – Dzisiaj rodzicom oznajmiasz ten fakt? – pokiwałam głową. – Podziwiam cię. Ja nie wiem, czy odważyłabym się na taki krok.
 - Katarzyno, ty nie dałabyś sobie rady? Ty?
 Przyjaciółka dała mi sójkę w bok.
 - O co się martwisz? – zapytała.
 - Co do mnie czuje Adam?
 - Zuza… - spojrzała na mnie z litością. – Ty wiesz, co on do ciebie czuje, ale on po prostu czuje, że nie chcesz zbliżenia, że się boisz. Jest wyjątkowym chłopakiem, który jest dla mnie jak brat. Boję się, że ty jak i on przez te wasze tajemnice możecie siebie skrzywdzić, a wydaje się, że to może otworzyć wam drogę do szczęścia..
 - Jakie tajemnice? To on coś ukrywa? – spojrzała na mnie w stylu: Kpisz sobie ze mnie! – No dobra… Zauważyłam, że się tak jakoś inaczej zachowuje, ale to znaczy, że on ma jakąś tajemnicę?
- Ja już muszę iść… Przekazać coś reszcie?
 Szybko podeszłam do biurka i wyciągnęłam z szuflady list do Zayna. Muszę mu powiedzieć prawdę, nie chcę, żeby cały czas niszczył swój związek przeze mnie.
 Podałam list Kasi i uśmiechnęłam się na pożegnanie.

Wieczór wigilijny…

Abby
 Siedziałam razem z Mark’iem w samochodzie. Zbliżaliśmy się już do szpitala. Moje serce nabierało szybkości, bo wiedziałam, że za niedługo dojdzie do rozmowy z Zaynem. Nieświadomie zacisnęłam dłoń na ręce Mark’a. On tylko odwrócił głowę i wymamrotał, że będzie dobrze. W tej chwili ujrzałam w jego oczach radość, która cały czas mi gdzieś umykała. Szybko odwrócił wzrok i znowu spojrzał na trasę.
 - A ty się nie boisz? – zapytałam.
 - Czego mam się bać?
 - Dzisiaj powiesz tej dziewczynie, co czujesz… Nie boisz się jak zareaguje albo jak zareaguje jej chłopak?
 - Boję się, ale nie tego… - przyjrzał mi się uważniej. – Boję się tego, że nie będzie ona w stanie odwzajemnić moich uczuć… A tak przy okazji, już jesteśmy.
 Wyjrzałam przez okno. W oknach szpitalnych migały kolorowe światełka, za nimi widziałam szczęśliwe rodziny, które też spędzają razem święta.
 Obok mnie otworzyły się drzwi. Nawet nie zauważyłam tego, że Mark już wyszedł. W ręku trzymał worek z prezentami. Podał mi dłoń i pomógł wysiąść z samochodu.

Parę godzin później…

 Niesamowite jak wszyscy są radośni. Nawet Niall, który dojechał godzinę temu uśmiecha się cały czas. To jest piękne…
 Spojrzałam w stronę Zayna. Ten cały czas się przyglądał białej kartce, co wygląda mi na list. Na jego twarzy pojawił się smutek odkąd go dostał od Kasi. Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Podniosłam głowę i zobaczyłam Mark’a, który się do mnie uśmiechał. Wiedziałam, że nadszedł już ten czas. Wzięłam swoją kurtkę i podeszłam do chłopaka.
 - Zayn? – chłopak uniósł głowę do góry. – Czy możemy porozmawiać?
 - Jasne, a o co chodzi?
 - Może na zewnątrz? – pokazałam chłopakowi na drzwi.
 Pokiwał głową i ruszył ku nim. Ja tylko ostatni raz się obejrzałam. Widok Isabel trzymającą Christiana za rękę, Harry’ego przytulającego Kasię oraz Evę i Mick’a, którzy byli gotowi zostawić swoje rodziny na czas świąt, żeby zająć się Niallem.
 Ruszyłam razem z Malikiem na zewnątrz. Cały czas sobie układałam w głowie plan naszej rozmowy, ale bałam się, że to nie wypali. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie poczułam na twarzy mroźny powiew wiatru.
 - O czym chciałaś porozmawiać? – spojrzał na mnie.
 - O nas Zayn.
 - Nie rozumiem…
 - Oddaliliśmy się od siebie, nie zauważyłeś? A raczej ty się oddaliłeś ode mnie. Cały czas siedzisz w szpitalu i nie zwracasz na mnie uwagi…
 - Chyba nie jesteś zazdrosna o Laurę? – spojrzał na mnie kpiąco.
 - Zayn! – ta rozmowa naprawdę nie należała do łatwych. – Ja znam prawdę… Zawsze tutaj się zaszywałeś, żeby myśleć o Zuzie. Ty ją kochasz? To dlaczego kazałeś mi dusić się w tym związku…
 - Abby…
 - Zayn, ja mam już tego dosyć… Ja cię nie kocham, nie chcę już się męczyć…
 - Rozumiem..- pokiwał głową i mnie minął.
 - Poczekaj! – złapałam go za rękę. – Chcę żeby było jak dawniej, czyli, żebyśmy byli przyjaciółmi.
 - Jasne… Nie ma sprawy… Co ja mówię. – pokręcił głową. – Wiedz, że zależało mi na tobie, ale masz rację czuję coś więcej do Zuzy, tyle że ona mnie nie kocha… Tak naprawdę dla niej to było chwilowe uczucie…
 - Nie martw się. Nadejdzie taki dzień, że znajdziesz dziewczynę, która będzie tą jedyną.
 Uśmiechnęłam się i przytuliłam do chłopaka.
 Zobaczyłam jakąś ciemną postać w drzwiach szpitalnych. Był to Mark. Odsunęłam się odrobinę od Zayn’a i spojrzałam w jego oczy.
 - To ja już pójdę.
 Powiedział i odszedł. Stałam w miejscu i przyglądałam się oddalającej postaci. Zawsze marzyłam, żeby być z nim, ale teraz wiem, że to nie jest to czego pragnę.
 - I jak? – usłyszałam głosk Mark’a. Odwróciłam się i popatrzyłam na chłopaka.
 - Wspaniale… Teraz twoja kolej, więc gdzie jedziemy?
 Bałam się odpowiedzi, bo zdałam sobie w tej chwili sprawę, że to nie Zayn mnie przyciągał tylko Mark. To on miał coś w tych swoich oczach, a teraz miał wyznać miłość dziewczynie, w której jest zakochany…
 - Nigdzie nie musimy jechać. – odezwał się.
 - Jak to? To ona gdzieś tutaj jest?
 Pokiwał głową.
 - No to wspaniale, chodźmy do niej.
 - Abby… Czy ty naprawdę tego nie zauważyłaś?
 - Czego?
 - To ty jesteś tą dziewczyną.
 W tej chwili nic więcej nie potrzebowałam. Uśmiechnęłam się i stanęłam na palcach, żeby musnąć gorące usta chłopaka.
 Może te święta nie będą takie złe… 


No cóż... Miałam nie pisać aż do września, ale nie miałam co robić, więc pomyślałam, że jeden rozdział nie zaszkodzi, tym bardziej, że nie mam teraz żadnej presji. Mam nadzieję, że nie załamiecie się po tym jak to przeczytacie, jeżeli w ogóle przeczytacie, ale ja po prostu długo nie pisałam no i jakoś mi to ciężko teraz idzie. Muszę się rozkręcić, więc myślę, że do września wróci moja wena sprzed wakacji.
Pozdrawiam,
Kinga.