poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział czterdziesty piąty


 Miesiąc później... 


Isabel 
 Siedziałam w białej sali szpitalnej i patrzyłam przez okno, za którym padał śnieg. Za niedługo święta. W tym roku będą najsmutniejsze. Nie zobaczę uśmiechniętej buźki Christiana, która goni cię z jemiołą, tylko żeby dać ci buziaka. Odwróciłam głowę i popatrzyłam na nieprzytomną postać. Jego pierś podnosiła się i opadała. Blada twarz nie okazywała żadnych emocji. Palcem jeździłam po zewnętrznej części jego dłoni. Miałam taką wielką ochotę, żeby on ujął w nią moją dłoń, żeby otworzył swoje oczy i powiedział: Kocham Cię!
 Do sali weszła jego matka. Znowu nie przespała nocy. Widzę to po jej zapadniętych powiekach. Delikatnie się do niej uśmiechnęłam. Odwdzięczyła się tym samym. Wzięła krzesło spod ściany i usiadła po drugiej stronie Christiana.
 - Jak się ma Laura? - zapytałam.
 - Bez zmian. - powiedziała swoim zachrypniętym głosem. - Dobrze, że przynajmniej im już nic nie zagraża... - otarła swoją spływającą łzę. - Jak się trzymasz? - podniosła swój wzrok z Christiana i popatrzyła w moją stronę. 
 - Dobrze. Właśnie wczoraj znalazłam sobie pracę w małym sklepiku z butami i teraz szukam mieszkania... 
 - Możesz zamieszkać ze mną. - powiedziała.
 Anna po wypadku wyprowadziła się z Polski i zamieszkała w domu Christiana. Chce być jak najbliżej swoich dzieci. Każdego dnia siedzi przy nich aż pielęgniarka nie każe jej jechać do domu. Gdyby mogła zamieszkałaby tutaj. 
 - Nie wiem czy to dobry pomysł. Miałabym wrażenie, że będę pani przeszkadzać.
 - Isabel, ostatnimi czasy ja potrzebuję kogoś kto będzie mi przeszkadzać. Mam już dosyć tej ciągłej ciszy. 
 - Jeżeli pani tak myśli... To z chęcią. - uśmiechnęłam się.
 - To później pojedziemy razem po twoje rzeczy... 


Alice
 Pani Ania przed chwilą wyszła z sali. Cały czas mam to dziwne wrażenie, że obwinia mnie za odejście Andrew'a i wypadek jej dzieci. Szkoda, że nie mogę jej wyznać prawdy, dlaczego on to zrobił. Od naszej ostatniej rozmowy patrzę na niego inaczej. Osoba, która była moim autorytetem okazała się kimś innym. Nie zazdroszczę Andrew'owi. Zostawił rodzinę po to, żeby ją ratować, a nie, że zamarzyło się mu sławy. Mam nadzieję, że będzie miał on kiedyś okazję wytłumaczyć to Christianowi i Laurze. 
 Drzwi do sali otworzyły się. Myślałam, że stanie w nich Niall lub Harry, ale się pomyliłam. Do sali wszedł Zayn. Uśmiechnął się do mnie i podszedł do szafki, gdzie do wazonu włożył świeże kwiatki.
 - Co tam u ciebie słychać? - zapytał.
 - W porządku... Gdzie jest Harry i Niall?
 - Harry pojechał na parę dni do Polski, ponieważ Adam dzwonił, że nie da się z Kasią porozmawiać, cały czas jest zamknięta w sobie, a Nialla wreszcie Eva i Mick zabrali do Irlandii. Miałem już dosyć patrzeć na tego biedaka... 
 - Rozumiem...A u ciebie słychać? Zakupy świąteczne już zrobione?
 - Nie, jeszcze nie. Na razie nikt u nas na to nie ma ochoty...
 - Ty też? - nie zdążyłam się ugryźć w język.
 - Posłuchaj, Laura też była moją przyjaciółką...
 - Przepraszam. W tej sytuacji nie powinnam nawet zadawać tego głupiego pytania. - spojrzałam na dziewczynę.
 - Brakuje mi jej, wiesz? -zaczął. - Zawsze się cieszyłem, że jest obok i wspiera mnie. Nie wydawałoby się, ale ona od początku próbowała związać mnie z Zuzą, ponieważ uważała, że do siebie pasujemy. To było miłe z jej strony... - zauważyłam na jego twarzy uśmiech.
 - Przepraszam, że zadam to pytanie, oczywiście nie musisz na nie odpowiadać, ale dlaczego ty i Zuza nie jesteście razem?
 - Ach... To wszystko przez te problemy świata... Po prostu nie mogliśmy, a raczej ona uważała, że nie możemy być razem tak więc daliśmy sobie spokój...
 - Teraz jesteś z Abby szczęśliwy?
 Chłopak szybko odwrócił wzrok, zauważyłam jak delikatnie zagryza wargę.
 - Ja i Abby znamy się kupę lat i... Mam wrażenie, że to nie to.
 - W jakim sensie? 
 - Na początku było wspaniale. Trzymaliśmy się za rączkę, całowaliśmy w każdej chwili, rozumieliśmy się bez mówienia... Tyle, że to już mnie nie kręci. Cały czas myślę o Zuzie, a Abby zaczynam traktować znowu jak przyjaciółkę...
 - To powiedz jej co czujesz... - uśmiechnęłam się.
 - Jak? Ona mnie znienawidzi.
 - A co jeśli ona to samo czuje? Jeżeli też ma wrażenie, że to nie to, ale nie jest w stanie ci tego powiedzieć, ponieważ boi się tego jak ty na to zareagujesz? 
 - Hmm... - podszedł do okna. - Może masz rację... Może Abby też się ze mną męczy? 
 Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. Spojrzałam na zegarek. Była już 15:24. Za chwilę miałam autobus. Szybko zaczęłam się zbierać.
 - Ej! - zatrzymał mnie jeszcze Zayn.
 - Tak? - odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka.
 - Jesteś jeszcze na mnie zła za tamten dzień, kiedy prawie cię rozjechałem?
 - Powiem szczerze, że tylko tamtego wieczora miałam ochotę cię spakować do jakiegoś wielkiego wora i wrzucić do najbliższego jeziora, ale nie, nie jestem zła. - puściłam oczko i wyszłam z sali.


Abby
 Zayn znowu tam poszedł. Odkąd się dowiedzieliśmy, że Laura i Christian mieli wypadek on każdą wolną chwilę spędza w szpitalu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byliśmy w kinie lub na kolacji. Mam wrażenie, że się oddaliliśmy...
 Do mieszkania wszedł Mark. Uśmiechnął się do mnie, ale chyba szybko zrozumiał, że jestem nie w humorze. Na chwilę znikł mi z oczu, ale szybko wrócił z czekoladą w ręku. Usiadł obok mnie na łóżku i popatrzył w oczy.
 - Co tam u szanownej pani się dzieje? - zapytał.
 - Proszę pana... Mam wrażenie, że pana kuzyn mnie już nie kocha... 
 - Co? - jego oczy wyglądały teraz jak pięciozłotówki. - Ale jak to? Przecież Zayn cię kocha, jestem tego pewien. 
 - Tak? To powiedz mi, gdzie on teraz jest? 
 - Mówił, że jedzie do szpitala...
 - No właśnie!
 Zaśmiał się.
 - Abby, chyba nie myślisz, że on cię zdradza z Laurą, która jest w śpiączce. Czasem mam wrażenie, że przesadzasz. Może powinnaś porozmawiać na spokojnie z Zayem i wyjaśnić, co czujesz. - puścił mi oczko. - Teraz bierz czekoladę. 
 Uśmiechnęłam się do niego. 
 - Dlaczego ty nie masz dziewczyny? - zapytałam tak od niczego. - Jesteś wspaniałym przyjacielem, więc mógłbyś mieć każdą.
 - No najwidoczniej nie każdą. 
 - Nie rozumiem. - spojrzałam w jego kakaowe oczy, które były tak podobne do Zayna.
 - Kocham pewną dziewczynę, no ale ona jest szczęśli... znaczy się jest z kimś innym.
 - Rozumiem. Też tak parę lat temu miałam. - uśmiechnęłam się. - Zobaczysz będzie dobrze, a może się zwolni miejsce obok niej? 

 Isabel
 Razem z Anną jechałam do jej mieszkania. Już zabrałam swoje wszystkie rzeczy. Cieszę się, że będę mogła zamieszkać z nią. Przynajmniej nie jestem już sama. 
 - Daleko będziesz miała stąd do pracy? - zapytała niespodziewanie Ania. 
 - Myślę, że nie. Z jakieś 15 minut drogi. - uśmiechnęłam się do niej.
 - Uff... Bo już się martwiłam jak sobie poradzisz.
 - Niech się pani nie martwi. Zawsze się coś wymyśli. 
 - Cieszę się, że Krystian związał się z taką dziewczyną jak ty... - popatrzyła w moją stronę. - Zawsze, kiedy mi o tobie opowiadał miałam ochotę rzucić wszystko i przyjechać do Londynu, żeby cię poznać. 
 - Dlaczego?
 - Bo jesteś inna niż jego byłe. Jędze itp.
 Zaśmiałam się. Faktycznie, kiedyś mi coś Christian opowiadał jaki jego mama ma stosunek do jego byłych dziewczyn. Cieszyłam się, że zaakceptowała mnie. 
 - W święta jedziesz do rodziny? - zapytała.
 - Nie... Wychowałam się w domu dziecka, więc zawsze święta spędzałam sama, ale od paru lat mogłam je spędzać z Christianem...
 - Jak je z nim wytrzymywałaś? To dziecko w święta jest jak z piekła rodem. 
 - Tak. W szczególności jak goni cię z jemiołą. 
 - Taa...
 Jego mama najwyraźniej pod wpływem wspomnień posmutniała. Zauważyłam, że już dojechaliśmy na miejsce. Szybko wyszłam z samochodu i zaczęłam wyciągać swoje bagaże. Chciałam je zabrać do domu, ale Anna zagrodziła mi drogę i wyciągnęła ręce po nie.
 - Daj mi je... - zaczęła.
 - Nie trzeba... - uśmiechnęłam się.
 - W twoim stanie nie powinnaś nosić ciężarów.
 Upuściłam torby i w szoku spojrzałam na Annę.
 - Skąd pani wie, że...
 - Że jesteś w ciąży? - uniosła swoje brwi. Pokiwałam głową. - Jestem kobietą i widzę takie rzeczy, które są ignorowane przez wiele osób...



Kochane! Mam ważną i bardzo złą nowinę! Otóż to 29 czerwca wyjeżdżam na rekolekcje, które trwają ok. 17 dni.  Więc następny rozdział pojawi się dopiero po 17 lipca. Nie wiem, czy wtedy ktokolwiek będzie czytał mojego bloga, ponieważ bloga kontynuować będę w sierpniu ( w lipcu jadę jeszcze do Świnoujścia). Od razu przepraszam Was, ale będę miała duże zaległości w czytaniu Waszych blogów :/ 
Chciałabym podziękować za wszystkie komentarze i oczywiście zapraszam Was na wszystkie moje blogi, które znajdziecie na górze ;) Może ktoś z Was jeszcze sobie wśród nich coś znajdzie? 
Pozdrawiam,
Kinga.

środa, 20 czerwca 2012

Rozdział czterdziesty czwarty


Isabel 
  - Słońce! - do salonu weszła właścicielka domu. - Zjedz jeszcze śniadanie przed wyjazdem.
 Uśmiechnęłam się i weszłam do kuchni, gdzie siedział mąż starszej pani. Usiadłam obok niego i spojrzałam na wiadomości, które właśnie oglądał.
 " Wczorajszej nocy, około godziny 23:40 na krajowej ósemce doszło do poważnego wypadku, w którym ucierpiały dwie osoby... - pokazali miejsce wypadku. Skupiłam się na staranowanym samochodzie.... Wydawało mi się, że kojarzę ten samochód - Poszkodowane osoby to siedemnastoletnia dziewczyna i dwudziestosześcioletni mężczyzna. - O mój Boże...
 - To samochód Christiana! - powiedziałam to na głos.
 Szybko zabrałam kluczyki do mojego samochodu. Jedyne o czym myślałam to to czy Christian żyje. Nie wybaczę sobie jak go już nie... Co ja wygaduję! Wszystko w nim porządku! Musi być! Przecież to Christian! Nie raz z tego wychodził.

Zuza
 Siedziałam na korytarzu, czekając na jakieś informacje od lekarzy. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że nie będzie dobrze...Trzymałam za rękę płaczącą Kasię. Nie byliśmy w stanie porozmawiać, ponieważ każde słowo wywoływało u nas płacz. Spojrzałam na lewo, gdzie mama Laury stała wtulona w Nialla. Jego niebieskie oczy były zaczerwienione. Nie spał całą noc. Cały czas jest przy pani Ani. Boi się, że może stracić przytomność. Było mi jej tutaj najbardziej żal. Na sali operacyjnej leżą dwie bliskie jej osoby... Jej dzieci.
 Przetarłam spływającą po policzku łzę.
 - Będzie dobrze, rozumiesz? - szepnęłam do Kasi.
 - A jeśli nie? - spojrzała na mnie.
 - A kiedyś nie było? - uniosłam brew. - Jesteśmy przecież silnymi dziewczynami. Laura da sobie radę.
 Na korytarz wpadł Harry, Louis, Eleanor, Liam, Danielle oraz Mark. Szybko podbiegli do nas i zaczęli wypytywać. Niestety, nie potrafiliśmy jeszcze powiedzieć co z Laurą i Christianem.
 - Gdzie Zayn? - spytała Kasia.
 - Razem z Abby wczoraj pojechali na kilka dni do jego rodziców. - powiedział Louis, który przytulał smutną Eleanor. - Mam nadzieję, że nie będziecie złe jeżeli nie powiemy mu, co się stało. Po prostu... Chcę, żeby ktoś mógł wykorzystać ten weekend w inny sposób.
 - Jasne, nie ma sprawy.
 - Co z Laurą? - na korytarz wbiegła Alice.
 - Nie wiemy... - pokręciliśmy głową.
 - Ty! - podeszła do nas pani Ania. Palcem pokazywała na dziewczynę. - Ty i on, to wasza wina...!
 - Nie rozumiem pa...
 - Po co tutaj przyjechaliście? Dlaczego ten...
 - Zostaw ją. - ktoś odezwał się po polsku.
 Wszyscy spojrzeliśmy w stronę "ojca" Laury i Christiana. Tylko ja, Kasia i on wiemy, co się wczoraj tak naprawdę stało...
 - To nie jej wina, ona nawet nie wie, że jestem ich ojcem.
 - Nie nazywaj się tak! - próbowała go uderzyć, ale on się osłonił. - Zostawiłeś mnie razem z nimi. Wiesz co to był za koszmar?
 - Wyobrażam sobie... - jego głos był spokojny.
 - Nic sobie nie wyobrażasz.. Jesteś bestią bez uczuć. Po co ty w ogóle tutaj przyjechałeś? Przez ciebie moje dzieci walczą o życie... - z płaczem upadła na podłogę.
 Zobaczyłam, że Emily i Will zabierają resztę, żeby nie byli świadkami tej kłótni. Kiwnęłam głową do Kasi, żeby też poszła. Popatrzyłam na Alice, która nie rozumiała nic z tej kłótni. Nie chciałam jej mówić prawdy, to nie moje zadanie.
 - Nie wyjechałem bez powodu...
 - Zamknij się! One na ciebie czekały, a ty nawet się nie odezwałeś... Krystian czekał na ciebie... Codziennie wyglądał przez okno, myśląc że zaraz wrócisz...
 - Proszę cię, wybacz mi...
 - Wybaczę ci jak moje dzieci ci wybaczą.
 Zabrała swoją torebkę i pobiegła w stronę kaplicy. Na korytarzu zostałam tylko ja, Alice i Andrew. Nie chciałam im przeszkadzać, więc poszłam do kawiarenki, gdzie zapewnie wszyscy są.

Alice
 Nie potrafiłam niczego pojąć. Tego, że Laura wczoraj szybko wyszła z domu, że Andrew cały czas siedzi przybity, że zna jej mamę oraz to, że mówi w języku polskim. Nigdy mi o tym nie mówił...
 - O co chodzi? - odezwałam się, lecz on nadal milczał. - Andrew, do cholery o co chodzi? Skąd ty ją znasz, skąd znasz ten język?
 Uniósł głowę i popatrzył na  mnie swoimi zapłakanymi oczami.
 - Nie powiedziałem wam prawdy, kiedy was zaadoptowałem. Nazywam się tak naprawdę Andrzej Kraszczyński. Jestem biologicznym ojcem Christiana i Laury... - moje serce przyśpieszyło. JAK TO MOŻLIWE?
 - Żartujesz sobie w tym momencie?
 - Nie...
 - Jak mogłeś? - wstanęłam i ruszyłam ku wyjściu.
 Nie miałam ochoty już nic więcej wiedzieć. Osobę, która była dla mnie najważniejsza okazała się zwykłą świnią. Jak on ich mógł zostawić? Przecież oni byli dziećmi.
 Wyszłam na dziedziniec, szukając jakiejś wolnej taksówki. Nie wiedziałam, co w tej chwili zrobię. Jak powiem o tym moim przyrodnim rodzeństwu?
 - Alice czekaj! - wybiegł za mną Andrew. - Wyjaśnię ci wszystko... Powiem ci jaki był powód mojego wyjazdu pod warunkiem, że dasz mi szansę i nikomu nie powiesz o tym...
 - Okej...

Abby 
 Trzymałam za rękę Zayna. On stał tuż obok mnie... On był mój. To jest niesamowite! Cały czas się uśmiecha, coś pod nosem nuci i zaraz później całuje mnie w usta. Znowu!
 - Sto jeden... - powiedziałam.
 - Co sto jeden? - spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczkami.
 - Sto pierwszy raz mnie pocałowałeś dzisiaj. - uśmiechnęłam się i znowu go pocałowałam. - Kocham te twoje usta...
 - To ja kocham twoje usta.
 Przytuliłam się do niego. Mogłabym tak wieki. Szkoda, że możemy zostać tutaj tylko parę dni.
 - Zapalisz? - zapytał.
 - Jasne.
 Zayn wyciągnął paczkę papierosów i mnie poczęstował. Zaciągnęłam się.... Już chyba od tygodnia nie miałam tego skarbu w ustach. To jest coś czego potrzebuję. Znowu zaciągnęłam się i wypuściłam dym, robiąc kółeczka. Zawsze tak robię jak mi się nudzi.
 - Jesteś chyba jedyną dziewczyną, której nie przeszkadza, że palę. - pocałował mnie w policzek.
 - No widzisz? Taka dziewczyna to skarb!
 - Zgadzam się z tobą.

 Zuza 
 Spacerowałam samotnie po korytarzu. Nie ma jeszcze żadnych informacji na temat Laury i Christiana. Emily i Will postanowili posiedzieć na korytarzu, a Kasia i reszta ekipy pojechali do ich mieszkania. Za dużo nas tutaj było. Powiedziałam im, że będą pierwsi wiedzieć o ich stanie. Mijałam kaplicę. Kątem oka zobaczyłam modlącą się tam Annę. Po cichu weszłam i usiadłam w ostatniej ławce. Przeżegnałam się dla zasady. Ja sama jestem ateistką, więc nie wierzę w istnienie Tego u góry, ale odkąd poznałam Laurę i Kasię nauczyłam się szanować wiarę innych. Nawet poprosiłam rodziców, żeby zapisali mnie na religię. Czesem się zastanawiam nad tym, co jeżeli się mylę i Ten Ktoś jednak istnieje...?
 - Frances, wiem, że mnie słyszysz. - usłyszałam cichy szept kobiety. - Ty mnie zawsze słyszysz. Przecież to dzięki tobie Krystian i Laura zazwyczaj byli zdrowi... Wiem, że kochasz swojego synka i chciałabyś być przy nim, ale wiedz, że ja też go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie zabieraj mi go jeszcze, daj mu czas. Ma on też dziewczynę, Isabel jak dobrze pamiętam. Nigdy nie miałam okazji jej poznać, a tak bardzo chciałabym go zobaczyć razem z nią. Porozmawiaj z Nim i poproś, żeby mi nie odbierał, jest na to za wcześnie... On jeszcze ma tą swoją dziewczynę, Isabel jak dobrze pamiętam... Pozwól, żebym mogła ich ujrzeć szczęśliwych razem...
 Po moich policzkach popłynęły łzy. To się nazywa matczyna miłość, której przez lata brakowało w moim domu. Nie mówię, że mama mnie nie kocha czy coś, ale nigdy nie okazywała mi w ten sposób, co tak naprawdę do mnie czuje. 
 Zobaczyłam, że do kaplicy weszła pielęgniarka. Wstałam i podeszłam do niej. Wiedziałam, że już wie, co z moimi przyjaciółki. Odchrząknęłam. Anna odwróciła się i przetarła swoje spłakane oczy. Zabrała swoją torebkę i podeszła do nas. Pielęgniarka pokazała nam, żebyśmy wyszły na korytarz.
 - Pani też z rodziny? - spojrzała w moim kierunku.
 - Nie, ale chcę, żeby tutaj była. - odezwała się mama Laury.
 - Dobrze więc. - uśmiechnęła się. - Doktor kazał mi przekazać, że udało się nam uratować pani dzieci... - usłyszał pisk radości ze strony Ani. - Są w stanie stabilnym i myślę, że nic już nie zagraża ich życiu.
 - Mogę je zobaczyć?
 - Oczywiście, ale muszę pani o czymś jeszcze powiedzieć. - to zabrzmiało groźnie. - Christian i Laura zapadli w śpiączkę. Nie jesteśmy w stanie określić, kiedy się obudzą. Może za parę dni, może tygodni albo też miesięcy...lat lub...
 - Wcale się nie obudzić... - szepnęłam, myśląc że mnie nie usłyszą.
 - Dokładnie...
 Znowu usłyszałam szloch Anny. Mocno ją do siebie przytuliłam. Zależało mi na tym, żeby ją pocieszyć w tej chwili. Nie chciałam patrzeć na to jak ona cierpi... Dobra wiadomość jest taka, że nic im już nie zagraża lecz zła, że może już nigdy nie usłyszę tej dwójki. Nie zobaczę jak się uśmiechają lub płaczą...
 To życie już nigdy nie będzie od tej pory takie same...

No to znowu zaczynam narzekać na rozdziały :/ No cóż na tyle mnie tylko stać.. Jeżeli chodzi o następny to już teraz mogę Was uprzedzić, że nie mam pojęcia. Po prostu za dużo mam na głowie :/ 
Mam prośbę! Nie informujcie mnie w komentarzach o nowych rozdziałach na Waszych blogach, bo denerwuje mnie to. Jeżeli chcę go poczytać to zapisuję sobie z boku i jak mam wolną chwilę to czytam, a nie że ktoś mnie informuje, że gdzieś pojawił się nowy rozdział, kiedy go o to nie prosiłam. Mam nadzieję, że nie obrazicie się tą prośbą, ale taka jest prawda.
Pozdrawiam,
Kinga.

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział czterdziesty trzeci


 Isabela 
 Dzisiaj mój Skarb ma urodziny... Podeszłam do mojego laptopa, gdzie na tapecie miałam uśmiechniętą mordkę Christiana. Opuszkami palców dotknęłam ekranu. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech... Tak, to już jutro wracam do Londynu. Chciałam dzisiaj w jego urodziny, ale uważam, że to jego dzień i nie chcę go innym zabierać.
 Otworzyłam pocztę i zaczęłam wymyślać życzenia...

Alice 
 Przyjechałam do Laury trochę wcześniej, żeby jej jeszcze w czymś pomóc. W mieszkaniu już było paru gości, w szczególności wielu kolegów Christiana, którzy pożerali mnie wzrokiem. Weszłam do kuchni, gdzie Kasia razem z drugim Rudzielcem robiły sałatkę. Ciekawa byłam kim była ta kobieta, ale nie odważyłam się zapytać. Wzrokiem szukałam Laury, która na chwilę poszła po coś na górę.
 - Alice! - usłyszałam piskliwy głos Kasi.
 Popatrzyłam w jej stronę. Z uśmiechem na twarzy podeszła do mnie i przytuliła.
 - Jej! Jak ja cię długo nie widziałam! - pociągnęła mnie za rękę. - Pani Aniu to jest Alice, Alice poznaj mamę Laury.
 - Miło panią poznać.
 - Mi ciebie również. - podała mi rękę, którą uścisnęłam. - Tyle o tobie słyszałam, że nie potrafiłam się doczekać tego dnia, żeby cię poznać.
 - Miło słyszeć. - uśmiechnęłam się i czułam, że rumienię się.
 - Halo! Jest tu ktoś? - usłyszeliśmy krzyk Harry'ego.
 Razem z Kasią poszłyśmy do przedpokoju, gdzie Loczek razem ze swoją zwariowaną gromadą przyszli na urodziny. Nim się obejrzałam wskoczyła na mnie Zuza, która również cieszyła się, że mnie spotkała. Odsunęłam się odrobinę i uśmiechnęłam. Chwilę później podszedł do mnie Louis, który też się ucieszył na mój widok. Tak samo było z Liamem, Harry'm oraz Niallem. Popatrzyłam na pozostałą trójkę, której nie miałam okazji osobiście poznać i na widok dwójki z nich, oczy prawie wypadły mi z orbit. Właśnie przede mną stały dwie osoby, które zdążyły już w ciągu tego mojego krótkiego pobytu w Londynie sobie nagrabili. Byli oni do siebie bardzo podobni. Jeden z nich nabił mi siniaka, bo trafił mnie piłką a drugi prawie rozjechał. Na mój widok też się trochę zdziwili. Ten wyższy od razu chytrze się uśmiechnął, a ten Laluś miał w oczach przerażenie. Jakby się czegoś wystraszył...
 Spojrzałam na niższą od nich dziewczynę, którą była Abby. Uśmiechnęłam się na jej widok. Zauważyłam, że trzyma za rękę... Mark'a albo nie! On się nazywa Zayn. Podeszłam do nich.
 - Alice. - podałam dziewczynie rękę.
 - Abby.
 Następnie zrobiłam tak samo z chłopakami.
 - Przyjechała już babcia? - z góry zeszła Laura.
 - Zaraz przyjadą. - powiedziała Zuza.
 Po chwili usłyszeliśmy dzwonek. Laura się zerwała i pobiegła otworzyć. Oczywiście, już od przedpokoju było można słyszeć jej babcię i dziadka. Kiedy weszli do salonu, na widok pani Anii, Emily trochę się zdziwiła a na jej twarzy pojawił się niesmak. Oczywiście, Laura mi kiedyś wspominała, że jej matka i babcia nie przepadają za sobą. Uśmiechnęłam się pod nosem i popatrzyłam w stronę Harry'ego, którzy cały czas przytulał się do Kasi. Oni naprawdę do siebie pasują, tak samo z Laurą i Niallem. Zastanawiało mnie tylko dlaczego Zuza i ten Zayn nie są ze sobą. Słyszałam, że między nimi coś było, a teraz on jest z Abby a ona sama.
 - Christian jedzie! Chować się! - krzyknęła Laura.
 Skoczyła, żeby zgasić światło. W pokoju nastała cisza. Ja schowałam się za sofą razem z kilkoma kolegami Christiana. Usłyszeliśmy klucz w zamku, po chwili dzwięk otwieranych drzwi i stumiony odgłos rzucanej torby.
 - Laura!? - wiele osób musiało stłumić śmiechy, żeby nie zniszczyć niespodzianki. - Jesteś w domu? Czy znowu udajesz, że śpisz, żebym się odwalił? Dobra... Nie ma cię. Wystarczyło mi to powiedzieć.
 Chłopak wszedł do salonu i zapalił światło. Razem z wszystkimi wyskoczyliśmy na środek salonu, krzycząc "Wszystkiego najlepszego".

Laura 
 Widziałam radość w oczach mojego brata. Nie spodziewał się takich urodzin. Jako pierwsza podbiegłam do niego i przytuliłam.
 - Staruszku! Życzę ci, żebyś się cieszył każdym dniem, spełniał wszystkie swoje marzenia i nie zapominał o tym kim jesteś. - pocałowałam go w policzek i odsunęłam się, żeby dać szansę innym.

 Minęło już kilka godzin od rozpoczęcia imprezy. Chłopacy postanowili zorganizować mini koncert i zaśpiewali parę piosenek. Oczywiście, Adam postanowił ich nauczyć polskich, ale coś im nie wychodziło. Zuza, Kasia i Alice rozmawiali z moją babcią, a mama i dziadek gdzieś na boczku rozmawiali na jakiś bardzo ważny temat. Cieszę się, że dziadek nic do niej nie miał, że uważał moją mamę jako odpowiednią matkę dla jego wnuka. Popatrzyłam na mojego brata, który siedział razem z kilkoma kolegami. Widziałam, że był trochę zawiedziony tym, że nie pojawiła się Isabel. Podobno dostał od niej wiadomość, w której złożyła mu życzenia urodzinowe. Jednak to nie to samo...

Zuza 
 Razem z Kasią i Alice rozmawiałyśmy z Emily, która opowiadała nam o tym jak się poznała z Willem. Oczywiście, bardzo ciekawe to było, ale ja wciąż nie potrafiłam się skupić. Cały czas patrzyłam na Zayna, który się przytulał do Abby. Oni naprawdę do siebie pasują, tyle że ja wciąż do niego coś czuję.
 Poczułam jak ktoś dotyka moich włosów. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętą mordkę Adama. Kiwnął mi głową, żebym poszła za nim. Tak też zrobiłam. Przeprosiłam moje towarzyszki i ruszyłam za nim. Zaprowadził mnie do ogrodu Christiana. Zamknął za nami drzwi, tak żeby nikt nas nie podsłuchiwał. Usiedliśmy na huśtawce.
 - Mówiłaś, że chcesz ze mną porozmawiać na jakiś ważny temat.
 - Tak...
 - Więc słucham. -jego uśmiech nie znikał z ust.
 - Nie wiem od czego zacząć...
 - Od początku...
 - No dobra... - spojrzałam w jego piwne oczy - Dlaczego wczoraj tak dziwnie zareagowałeś?
 - O... - pokręcił głową. - Zapomniałem, że mogłabyś o tym chcieć porozmawiać... Posłuchaj... Nie przejmuj się tym, ja czasem tak mam...
 - Masz? - pokiwał twierdząco głową. - Rozumiem. Czyli nie powiesz mi prawdy?
 - Zuz... Wiem, że ty i Kasia też macie przede mną jakąś tajemnice, ja również, więc niech tak na razie zostanie. Może pewnego dnia zdołamy się otworzyć? - uniósł jedną brew. - To jak? Umowa stoi? 
 Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam. Wiedziałam, że jest to wspaniały chłopak, tylko że teraz cały czas będzie mnie zastanawiało, co za tajemnicę ukrywa Adam.
 Popatrzyłam w stronę drzwi, gdzie stał Zayn. Adam pokiwał głową i poszedł do środka. Malik podszedł do mnie.
 - Hej... - uśmiechnął się do mnie.
 - Hej. Co tam słychać?
 - Wszystko w porządku. - popatrzył na swoje ręce. - Jestem z Abby. - dodał po dłuższym zastanowieniu.
 - Wiem, widziałam. - złapałam jego dłoń. - Jestem szczęśliwa z tego powodu. Pasujecie się do siebie.
 - Naprawdę tak myślisz?
 Pokiwałam swoją głową.

 Laura 
 - Laura, jadę odwieźć babcię i dziadka. Mama postanowiła jechać z nami. Dziadek podobno ma coś dla niej. Posprzątajcie tutaj... - powiedział na jednym tchu Christian.
 Pokiwałam głową i zamknęłam za nim drzwi. Nareszcie wszyscy się zmyli. No oczywiście, nie licząc Kasi, Zuzki oraz Alice, po którą ma przyjechać Andrew. Adam postanowił pojechać do chłopaków do domu. Nie wiem kogo mi bardziej żal, ich czy jego.
 Razem z dziewczynami zabrałyśmy się za sprzątanie, ale nie chciało nam się, więc zostawiłyśmy to i puściłyśmy sobie jakiś nudny film.
 - Laura, mogę iść pod prysznic? - zapytała Alice. - Jestem tak spocona, że dreszcie mnie przechodzą jak się dotykam.
 - Jasne. - uśmiechnęłam się. - W łazience znajdziesz czyste dresy. Możesz sobie je wziąć.
 - Dzięki.
 Dała mi buziak w policzek i pobiegła na górę. Ja razem z dziewczynami starałam się do końca obejrzeć film. Po pewnym czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć. Za drzwiami stał opiekun Alice. Uśmiechnęłam się do mężczyzny i wpuściłam do domu. Zaprowadziłam go do kuchni, gdzie zrobiłam mu kawy.
 - Czyli mówisz, że Alice wkręciła ci się pod prysznic? - odezwał się.
 - Tak. - posłałam mu miły uśmiech.
 - To sobie na nią poczekam.
 Kasia i Zuza parsknęły śmiechem. One też zrobiły sobie kawę. Uważają, że ktoś musi mieć siły, żeby zrobić tutaj jakiś porządek.
 Usłyszałam klucz w drzwiach. Wyszłam zobaczyć kto przyszedł. Oczywiście, Christian już zdążył wrócić.
 - Nigdy  więcej nie jadę z mamą i babcią w jednym samochodzie... - głośno wypuścił powietrze i pokręcił głową. - Do kogo należy ta kurtka?
 - Przyjechał po Alice opiekun. - uśmiechnęłam się.
 Pokiwał głową i razem ze mną poszedł do kuchni. Andrew się podniósł na nasz widok, a Christian stanął jak wryty. Patrzył na mężczyznę jak na jakiegoś ducha. Ruszał wargami jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydawał żadnych dźwięków. Trochę zdziwiło mnie jego zachowanie.
 - Christian... - powiedział cicho Andrew. Skąd on znał jego imię?
 - Co ty do cholery tutaj robisz? - krzyknął mój brat tak głośno, że z rąk Zuzki wypadł kubek i potłukł się. - Przypomniałeś sobie o mnie? Długo ci to zajęło..
 - Myślałem o tobie cały czas.
 - To gdzie byłeś przez te cholerne siedemnaście lat, Tatusiu?!
 Spojrzałam w szoku na Andrewa... W tej chwili zobaczyłam tą podobiznę, do osoby którą zawsze widzę w lustrze.
 Usłyszałam huk drzwiami i oprzytomniałam. Zobaczyłam, że mężczyna chce podejść do mnie, ale ja pokręciłam głowa i wybiegłam za moim bratem. Zobaczyłam, że wsiada do samochodu. Ile miałam sił w nogach biegłam przed siebie. Zapalił silnik. Wpadłam na maskę i poczułam delikatny ból w prawym biodrze.
 - Odbiło ci! - Christian wystawił głowę przez okno.
 - Jesteś zdenerwowany, nie pozwolę ci jechać.
 - Rusz się, bo cię rozjadę.
 - Pozwól mi chociaż jechać z tobą.
 - Wsiadaj. - powiedział oschle.
 Szybko usiadłam obok mojego brata i zapięłam pasy. Popatrzyłam na niego. Wszystkie mięśnie twarzy miał zaciągnięte. Stopa mocno zaciskała pedał gazu. Licznik pokazywał już 100 km/h . Bałam się cokolwiek powiedzieć, lecz po jakimś czasie się odezwał Christian.
 - Tyle lat na niego czekałem, a on dopiero teraz się zjawił... I co sobie myślał?
 - To był nasz ojciec? - odważyłam się na zadanie tego pytania.
 - Niestety.
 Zobaczyłam jak coraz mocniej naciskał pedał. Wskazówka na liczniku niebezpiecznie się przesuwała. Wjechaliśmy na jakieś skrzyżowanie, ja tylko słyszałam klakson jakiegoś samochodu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam oślepiające reflektry pojazdu, później nastała ciemność...



 No i mamy rozdział czterdziesty trzeci, który mógł być w poniedziałek...
 Tak więc dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, także dziękuję naszym kochanym Orzełkom. Jestem pod wrażeniem ich gry z Rosjanami. Ha! I wszystkim moim bliskim gęby opadły jak zobaczyli, że nasi zremisowali, ale to Ja mówiłam im, że nie będzie tak źle! Jestem z siebie dumna! Jestem ciekawa ile z Was mnie zatłucze za ten rozdział...?
 Następny rozdział pojawi się najpóźniej w poniedziałek.
 Pozdrawiam,
 Kinga

sobota, 9 czerwca 2012

Rozdział czterdziesty drugi


 Zuza 
 Razem z Kasią i Laurą dmuchałyśmy balony. Oczywiście, zielonooka wciąż żyła wczorajszym wieczorem. Niall postarał się. Romantyczna kolacja w jednej z lepszych restauracji w kraju? Marzenie... Te moje dwa Skarby mają szczęście. Kto by pomyślał, że zwiążą się z dwójką wokalistów słynnego zespołu? Przecież Laura odkąd ją poznałam to mówiła, że chciałaby mieć chłopaka, dla którego nie liczą się pieniądze oraz sława, a Kasia, że chciałaby wyjść za prezydenta, ale to pozostawię bez komentarza.
 Do salonu wszedł Adam, z którym od wczoraj nie rozmawiałam. Popatrzył na mnie i delikatnie się uśmiechnął. Wziął od nas kilka balonów i zabrał się za ich montowanie na suficie. Cały czas przyglądałam się jego ciemnej czuprynie. Ciekawiło mnie co tam jest w środku... Dlaczego on wczoraj wyszedł? Jaką skrywa tajemnicę? Nie mogę nalegać, żeby mi powiedział prawdę, bo ja sama nie jestem jeszcze w stanie poinformować go o moim HIV'ie.
 - Adam? - odezwała się Kasia.
 - Hmm...? - spojrzał się| na nią przez ramię.
 - Kiedy zamierzasz jechać zobaczyć te uniwerki?
 - No chciałem dzisiaj, ale obiecałem, że pomogę wam w tym, więc może w przyszłym tygodniu jak rodzice zgodzą się na to, żebym tutaj jeszcze został. - puścił jej oczko i wrócił do wieszania balonów.
 - Adam, może zróbmy tak. - zaczęłam. - Zawieziesz mnie do chłopaków, bo muszę ich dzisiaj odwiedzić, a przy okazji zabrać kilka rzeczy, a poźniej pojedziesz tam gdzie chcesz. Co ty na to?
 - Dziewczyny? - popatrzył na moje przyjaciółki.
 - Mi to nie przeszkadza. - uśmiechnęła się Laura. - I tak już prawie kończymy, więc z Kasią damy sobie radę bez was. Prawda?
 - Prawda.
 Uśmiechnęłam się do tej dwójki i poszłam do przedpokoju, żeby założyć swoją kurtkę. Zaraz za mną poszedł uśmiechnięty Adam. Wziął swoją bluzę oraz kluczyki do samochodu Loczka, który zgodził się na to, żeby go pożyczyć nam na te kilka godzin póki Christian nie wróci. Usiadłam na miejscu pasażera i spojrzałam na chłopaka. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Przewróciłam oczami i zapięłam pasy. Adam odpalił silnik i ruszył w kierunku domu chłopaków. Oczywiście, nie odzywaliśmy się do siebie, co było dziwne. Zawsze, gdy jesteśmy razem gadamy jak najęci, ale rozpoczynanie nowego tematu mogłoby być dla mnie i dla niego odrobinę krępujące. Nie chciałam więc, żeby nasze wspólne kontakty się pogorszyły, bo ja potrzebuję kogoś z kim mogłabym porozmawiać o czymś innym niż Harry, Niall, kolacje z nimi, koncerty, na które je zaprosili... Oczywiście, mówię tutaj o rozmowach z moimi dwiema przyjaciółkami. Ostatnimi czasy Adam stał się najbliższą mi osobą. Może dlatego, że nie wie o tym, że mam HIV'a i przez to nie lituje się nade mną. Wydawałoby się, że dziewczyny również tego nie robią, ale ja wiem, że nie jest im łatwo z tą informacją. Czasem muszą uważać na słowa, żeby mnie nie urazić, tyle że ja tego nie potrzebuję. Nie jestem pierwszą ani ostatnią osobą, która posiada HIV'a.
 - Nie chcę Kotku przerywać twoich rozmyśleń, ale jesteśmy już chyba na miejscu. - popatrzyłam na Adama, który znowu przyglądał się mi swoimi uśmiechniętymi oczkami. - To tutaj, prawda?
 Spojrzałam na wielki, biały dom, który należał do chłopaków. Czasem zastanawia mnie, dlaczego w okolicach nie widać żadnych fanek, ale chłopacy zawsze tłumaczą mi, że mają na to swoje sposoby. Znowu przeniosłam wzrok na Adama.
 - Tak to tutaj. - uśmiechnęłam się do niego. - Dziękuję, że zgodziłeś się, żeby mnie tutaj podwieść.
 - To ja dziękuję ci. Myśl, że miałbym jeszcze wieszać te cholerne balony była mało pocieszająca - puścił mi oczko. - Idź już. - wskazał mi głową na budynek.
 - Adam...? - dłoń już położyłam na klamce, ale nim wyszłam chciałam mu zadać jedno pytanie.
 - Tak?
 - Możemy porozmawiać po urodzinach Christiana?
 - Jasne. - pokazał swoje białe ząbki. - O czym chciałabyś porozmawiać?
 - Dowiesz się później.
 Nachyliłam się nad jego policzkiem i pocałowałam go. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć wysiadłam z samochodu.  Powoli weszłam na taras i zapukałam do drzwi, które otworzył mi Louis ze swoją marchewką w ręce. Na mój widok się zdziwił, także oczy mogły mu zaraz wypaść z orbit. Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam.
 - Cześć Marcheweczko! - pocałowałam go w policzek i ruszyłam do salonu. - Cześć wam!
 W salonie siedział Liam razem z Danielle, z którą grał w " Zgadnij Kto To?", Niall, Harry i Mark, którzy oglądali jakiś mecz w telewizji. Prawdopodobnie Irlandia kontra Anglia. Miałam nadzieję, że zobaczę tutaj jeszcze Zayna, ale przyjaciela nigdzie tutaj nie było.
 - Gdzie Malik? - zapytałam.
 - Tutaj! - odezwał się Mark, nie odwracając wzroku od telewizora. - Nie chodziło ci o mnie, prawda? - dodał po chwili.
 - Jakie mądre z ciebie dziecko! - uśmiechnęłam się pod nosem.
 - Zayn jest z Abby u siebie w pokoju. - powiedział Louis. - Zaraz po niego pójdę!
 - Nie! - powiedziałam. - Ja pójdę. Chcę zrobić im niespodziankę. No i oczywiście poznać twoją kuzynkę.
 Minęłam chłopaka i weszłam po schodach na górę. Już na shodach słyszałam śmiech tej dwójki, ale po chwili wszystko zamilkło. Zobaczyłam, że drzwi do pokoju mojego przyjaciela były uchylone. Powoli podeszłam do nich i zerknęłam przez szparkę. Na łóżku ujrzałam Zayna i Abby, których twarze dzieliły kilka centymertów. Po chwili ich usta się złączyły. Poczułam lekkie ukłucie w moim sercu, ale zarazem szczęście. Oczywiście, że do tej pory kocham Zayna, ale jak widzę, że jest szczęśliwy to po prostu wystarczy mi się cieszyć. Spojrzałam na schody, gdzie wchodził Mark. Pokazałam mu, żeby był cicho. Zmarszczył czoło i podszedł do mnie, żeby zobaczyć co tak bardzo mnie podekscytowało. Zauważyłam jego zdziwienie na twarzy, a po chwili przyspieszony ruch skrzydełkami nosa. Odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach. Ja jeszcze raz spojrzałam się na całującą parę i pobiegłam za chłopakiem. Oczywiście, musiałam wybiec z domu, unikając wzrok zdziwionych domowiczów.
 - Mark! Mark! - próbowałam zatrzymać chłopaka, lecz ten ignorował moje wołanie i  dalej biegł przed siebie.
 Po jakiś dobrych dziesięciu minutach biegu, dobiegliśmy do parku, gdzie Mark nareszcie się zatrzymał, żeby nabrać powietrza. Położyłam ręce na moich kolanach i wzięłam kilka porządnych wdechów. No coś czuję, że jutro będą zakwasy, ale nie ma to jak zaniedbać kondycję.
 Uniosłam wzrok i spojrzałam na Mark'a, który był oparty czołem o drzewo. Podeszłam do przyjaciela i położyłam rękę na jego ramieniu.
 - Mark... - zaczęłam. - Co się stało? Dlaczego tak zareagowałeś?
 - Wiesz jak to jest, kiedy codziennie się budzisz i patrzysz na osobę, która ci się podoba, ale ona cię olewa? Wiesz jak to jest jak osoba, którą się kocha nie spojrzy nawet na ciebie?
 - Chodzi ci... o Abby? - pokiwał głową. - Kochasz ją?
 - Tak... - spojrzał na mnie swoimi zapłakanymi oczyma, które były takie podobne do Zayna. - Nie rozumiem ciebie... Dlaczego dałaś odejść Zaynowi? Przecież kochacie się...
 - Czasem bywa w życiu, że ludzie nie mogą ze sobą być... - usiadłam na najbliższej ławce
i spojrzałam na plac zabaw, na którym bawiło się parę dzieci. - Na pewno się zapytasz o czym ja mówię... Jesteśmy przyjaciółmi, więc nie powinnam przed tobą ukrywać pewnego faktu... - popatrzyłam się na niego i poczułam jak napływają mi do oczu łzy. - Ja i Zayn nie jesteśmy razem...ponieważ to ja podjęłam tą decyzję... - zamknęłam powieki, pod którymi już napływały mi łzy - Parę tygodni temu dowiedziałam się, że...mam HIV'a...
 - O mój Boże... - poczułam jak chłopak siada obok mnie i otacza swoim ramieniem. - Zuza...ja...Skarbie...
 - Nic nie mów. - przytuliłam się do jego torsu. - Podjęłam słuszną decyzję... To ja chciałam, żeby Zayn znalazł sobie kogoś z kim będzie szczęśliwy i nie żałuję tego...
 - Przepraszam...
 - Za co? - popatrzyłam w jego oczy.
 - Przed paroma chwilami obwiniałem cię jeszcze o to, że przez ciebie Abby na mnie nie patrzy...
 - Wiesz co! - dałam mu sójkę w bok. - I ty chcesz się zwać moim przyjacielem? To z tobą wylano mnie ze szkoły? Proszę cię. -  odwróciłam głowę, udając obrażoną.
 - No ej! - próbował się do mnie przytulić. - Wiesz, że cię kocham...
 - Naprawdę? - popatrzyłam na niego jak mała dziewczynka. - To kupisz mi cukierka?
 - Jasne, ale chyba najpierw musimy iść na urodziny Christiana.
 - Hmm... No to chodźmy. Zabiorę jeszcze kilka rzeczy i możemy już jechać. - wstałam z ławki, podając Mark'owi dłoń. - A jeżeli chodzi o Abby to daj sobie czas. Może odkochasz się i znajdziesz kogoś innego, a może nadejdzie taki czas, że będzie ona potrzebować twojego wsparcia.
 - Wiedziałem, że z tobą mogę konie kraść.
 Nachylił się nade mną i pocałował w głowę.


Miało być w przyszłym tygodniu, ale wczorajsze emocje po Euro dały mi kopa, żeby napisać ten rozdział. I jak? Zadowolone z naszych chłopaków? Ja bardzo! Chociaż jakbym niektórych spotkała to dała niezłego kopa w cztery litery xq No, ale cóż... Przynajmniej nie przegrali, a ja nie padłam z zawałem. xq Co myślicie na temat tego rozdziału ? ^^ Dzisiaj nie będę narzekać ((: To jest niesamowite, że tak wiele dziewczyn czyta mojego bloga i się Wam on podoba. Bardzo dziękuję Wam za 22 komentarze pod poprzednim rozdziałem. ^^ Może uda mi się napisać do poniedziałku kolejny rozdział, ale teraz to komentarze będą musiały dać mi kopa, ponieważ nasi grają następny mecz jak dobrze pamiętam dwunastego, więc... Liczę na Wasze wszystkie komentarze. Dziękuję Wam za ponad 43,5 tys. wejść oraz 110 obserwatorów! Ja wciąż nie potrafię uwierzyć, że Was już jest tylu (: No oczywiście pozostało mi zaprosić Was na moje dwa blogi, pierwszy, który piszę z black.character :  Look After You oraz na mojego nowego bloga : Truth leads to happiness.
Pozdrawiam,
Kinga.

środa, 6 czerwca 2012

Rozdział czterdziesty pierwszy


  Laura 
 - Znowu wyjeżdżasz? - razem z Christianem stałam na podjeździe.
 - Przepraszam Młoda, ale po prostu klient chce się ze mną spotkać. Chciałem przesunąć to spotkanie, ale uparty z niego osioł. - przewrócił oczami. - Zaopiekuj się naszym domem! Nie roznieś mi go. - pocałował mnie w czoło.
 Zabrał swoje bagaże i usiadł przed kierownicą. Pomachał mi i wycofał. Odwróciłam się i uśmiechnęłam. Pierwszy punkt już jest. Christian wyjechał na dwa dni do Liverpool'u.
 Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Harry'ego, który miał odebrać razem ze mną mamę, dziewczyny i Adama z lotniska. Po jakiś 10 minutach chłopak czekał już na mnie pod domem.
 - Hej. - pocałowałam go w policzek. - Co tam słychać? Na pewno jesteś podekscytowany, że przyleci Kasia.
 - Jak nie jak tak. - uśmiechnął się.
 - Spotkałeś się z Abby od ostatniej rozmowy?
 - Nie... Nie byłem w stanie stanąć twarzą w twarz razem z nią. Tyle lat denerwowało mnie jej zachowanie, ale powodem tego było to, że chciała mi oddać za te wszystkie lata. Tyle, że byłem wtedy głupim dzieckiem... Miałem po jej wyjeździe wyrzuty sumienia, bo wiedziałem, że wyniosła się z miasteczka z naszego powodu. Wiesz, że codziennie o niej myślałem? - spojrzał na mnie. - Codziennie zastanawiałem się, co się dzieje z Pegi. Czy jest szczęśliwa czy wybaczyła mi... A ona była w pokoju obok.
 Pogłaskałam go po włosach. Niesamowite ile człowiek musi prześć, żeby dowiedzieć się prawdy.
 Po jakimś czasie dojechaliśmy na miejsce. Kilka razy rozejrzałam się po okolicy w poszukiwaniu moich bliskich. Niestety, nie widziałam ich. W pewnej chwili zdecydowałam usiąść na ławce, gdzie Harry zajął się zajadaniem swoich żelek, które kupiłam mu w miejscowym sklepiku.
 - Bu! - usłyszałam za mną krzyk. Z przerażenia złapałam się za serce i opuściłam butelkę z napojem, który się wylał. - Nie wiedziałam, że jestem taka straszna! - ten głos należał do Kasi.
 Loczek widząc ją, rzucił żelki na ziemię i zaczął przytulać dziewczynę, która krzyczała wniebogłosy z prośbą, żeby ją puścił. Przeniosłam wzrok na moją mamę, która uśmiechała się na ich widok. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
 - No tak, a o mnie nikt nie pamięta! - Zuza zaczęła narzekać.
 - Ja o tobie pamiętam. - Adam podszedł do mojej przyjaciółki i chciał ją przytulić, a ta tylko na niego spojrzała i odsunął się od niej. - Dobra, nic nie zrobię...
 Pokręciłam głową i przytuliłam się do dziewczyny. Zmieniła się ona od czasu gdy wyjawiła nam, że ma HIV'a. Cały czas się uśmiecha, a w jej oczach widać iskierki radości. Może to jest spowodowane tym, że nie musi przed nami nic ukrywać, a może Adam maczał w tym palce.


 - Kotku - mama weszła do salonu, gdzie siedziałam z resztą. - O której jutro wróci Krystian?
 - Około 16:00.
 - Dobrze... To my dzisiaj zrobimy zakupy, żebyśmy mogli od jutra zabrać się za szykowanie. Zaproszenia wysłane? - popatrzyła na mnie.
 - Tak, tak. - uśmiechnęłam się. - W wolnym czasie wpadłam do Alice, która mi w tym pomogła.
 - Alice, to jest ta twoja tutejsza przyjaciółka, tak?- pokiwałam jej głową. - Będzie jutro na urodzinach Krystiana? Chciałabym ją wreszcie poznać.
 - Oczywiście.
 Usłyszałam śmiech swojej komórki. Podeszłam do niej i ujrzałam, że napisał Niall.

 CZEŚĆ KOTKU! DAJĘ CI TYLKO 2 GODZINY NA TO ŻEBYŚ ZROBIŁA SIĘ NA BÓSTWO, CHOCIAŻ TY I TAK ZAWSZE WYGLĄDASZ JAK BOGINI, KTÓRA SPADŁA Z OLIMPU. ZA TE 2 GODZINY PRZYJADĘ PO CIEBIE I ZABIERAM CIĘ DO RESTAURACJI... WIEM, WIEM, ŻE NIE CHCIAŁAŚ TAM IŚĆ, ALE DZISIAJ BĘDZIE ŚPIEWAĆ TAM MOJA DOBRA ZNAJOMA, WIĘC CHCĘ BYĆ TEGO WIECZORU Z TOBĄ.
 KOCHAM CIĘ,
NIALL ;*


 - Co!? - nie zdołałam zdusić swojego krzyku.
 Patrzyłam na ekran swojego telefonu i nie potrafiłam uwierzyć w treść napisaną przez Nialla. Dlaczego chciał zabrać mnie do restauracji? Dlaczego mu tak na tym zależy? Przecież mógłby bez problemu zabrać mnie do kina i też byłabym szczęśliwa.
 Uniosłam wzrok i zobaczyłam jak wszyscy przyglądają mi się. Powoli odłożyłam komórkę na stolik i przeczesałam włosy do tyłu. 
 - No więc tak... - zaczęłam. - Niall zaprosił mnie na randkę do restauracji i...
 - Niech zgadnę, nie masz, co założyć? - wypaliła Kasia, na co ja jej pokiwałam. - Hm... Myślę, że coś się znajdzie...
 - Oczywiście, że się znajdzie. - powiedział obojętnie Adam, który był zainteresowany czytaniem jakiejś książki. - Zabrałaś ze sobą całą szafę...
 - Adam! Ty, ty... Ugh! - rzuciła w niego poduszką. - Zabrałam ze sobą tą moją seksowną czarną sukienkę, a że mamy ten sam rozmiar to nie będzie problemu. Pani Aniu, zabrała pani ze sobą te białe perły?
 - Oczywiście.
 Kasia złapała mnie za moją dłoń i zaciągnęła na górę. Wepchnęła mnie do łazienki i dała mi tylko pół godziny na kąpiel.

 Kasia 
 Szybko wparowałam do mojego pokoju i zaczęłam szukać w nim mojej walizki. Oczywiście, nie ma to jak położyć ją gdzieś, a później nie pamiętać gdzie. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na ścianę, próbując sobie przypomnieć, gdzie położyłam swój bagaż. Poczułam na sobie czyiś wzrok. Popatrzyłam w stronę drzwi, gdzie stał strapiony Harry. Przesunęłam się odrobinę na łóżku, żeby zrobić mu miejsce. 
 - Czegoś nie wiem? - szepnęłam do niego.
 - Pamiętasz jak opowiadałem ci kiedyś o Pegi z mojego dzieciństwa? - pokiwałam głową.- Właśnie niedawno się dowiedziałam, że to była Abby...
 - Abby? Nie rozumiem...
 - To ona była tą dziewczynką, którą niszczyłem w podstawówce... Zawsze się zastanawiałem, dlaczego mnie tak nie lubiła, dlaczego tak po mnie jechała, a tutaj chwila moment i znasz odpowiedź. Jak ja chciałbym cofnąć czas, żeby tamtejsze wydarzenia nie miały miejsca.
 - Kotku. - dotknęłam jego głowy. - Tak musiało być... Wszystko, co się dzieje ma jakiś swój cel... Tak samo jest z Zuzanną. Ma HIV'a, ale on ma jakiś cel w przyszłości i ona to zrozumiała...
 - Jak? 
 - Zdecydowała, że po skończeniu liceum przeniesie się do Anglii, żeby studiować, ale przy okazji, żeby pomagać ludziom z takimi samymi problemami. HIV ją zmienił. Kto by pomyślał, że Zuzanna pomogłaby komuś sama od siebie? Tamta przeszłość też ma jakiś cel. Daj temu jakiś czas. Znasz już prawdę? Wykorzystaj ją... Może to ma na celu, żebyś nauczył się przepraszać? - uniosłam swoje brwi i spojrzałam na szafkę, po czym przypomniałam sobie, gdzie położyłam moją walizkę. - Zastanów się nad moimi słowami. - pocałowałam go w usta i podeszłam do szafy. - Tu cię mam.

Zuza
 Stałam pod drzwiami do pokoju Kasi i przysłuchiwałam się jej rozmowie. Może ona ma rację? Może jednak ten HIV mnie zmienił? Przecież to jasne, że ja sama nigdy nikomu sama od siebie nie pomogłabym. Zostałam nawet raz Królową Egoistek. 
 Ruszyłam do swojego pokoju, mając w głowie nadal słowa Kasi. Ma HIV'a, ale on ma jakiś cel w przyszłości...
 - Co robisz? - usłyszałam Adama za swoimi plecami.
 - Myślę. - powiedziałam i weszłam do pokoju, a za mną chłopak.
 - To ja pomyślę z tobą, ale najpierw wejdę sobie na internet. Chyba się nie obrazisz? - zrobił minę bezdomnego psiaka. 
 - Oczywiście, że nie. - pokręciłam głową i wskoczyłam na łóżko. - Adam?
 - Hmm....?
 - Masz dziewczynę? 
 - Yyyy.... - kątem oka ujrzałam jak odwraca się w moją stronę. - Nie mam... Nie potrzebuję dziewczyny do szczęścia.
 - Jak to? 
 - No tak to. - przysiadł się przy mnie. - Dziewczyna to tylko osoba, która jest blisko ciebie, przytuli się, powie parę miłych słów i prześpi się z tobą, a z przyjacielem jest podobnie tylko, że nie będą potrzebowali do szczęścia wspólnego łoża.
 - Chyba mi nie powiesz, że nie masz ochoty czasem przelecieć kogoś? - uniosłam się na łokciach i spojrzałam w jego wielkie oczy.
 - Już późno... Chyba pójdę zrobić te zakupy na jutra.
 Pośpiesznie wstał i wyszedł z pokoju.Nie zrozumiałam jego zachowania... Dlaczego miałby się tak zachować? Przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi, więc rozmowa na taki temat nie powinna sprawiać problemu.

Laura
 Stałam przed lustrem i przyglądałam się nowej ja. Nie wierzę, że uległam Kasi i założyłam tą jej sukienkę. Już miałam ochotę sięgać do szafy, bo coś skromniejszego, ale w tej samej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Oczywiście, już w domu nikogo nie było. Zeszłam na dół, żeby otworzyć. Ujrzałam za drzwiami najprzystojniejszego chłopaka pod słońcem, którego kocham ponad wszystko. W rękach trzymał duży bukiet czerwonych róż. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego, żeby złożyć na jego ustach soczysty pocałunek.
 - Tęskniłam za tobą.
 - Ja za tobą też. - podał mi bukiet, które włożyłam do wazonu.
 Sięgnęłam jeszcze po torebkę i wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Złapałam dłoni Nialla i ruszyliśmy do taksówki. Niestety, tym razem nie było naszego znajomego taksówkarza. 
 - Kim jest ta twoja znajoma, która ma mieć występ w restauracji, do której jedziemy? - przerwałam tą ciszę.
 - Rebecca Ferguson. - uśmiechnął się. - Słyszałaś o niej kiedyś?
 - Oczywiście. Ma niesamowity głos.
 - Ja też tak myślę. 
 - Jak było w Mullingar?
 - Właśnie! - popatrzył na mnie. - Pamiętasz jak ci mówiłem o Mick'u i Evie? - pokiwałam głową. - Są razem. 
 - No to gratuluję. 
 - Nie wiesz jak się cieszę. Podobno już między nimi się coś nawiązywało, gdy byłem jeszcze z nią... - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Dwie bliskie mi osoby są razem... 
 Po jakimś czasie znaleźliśmy się już w środku. Oczywiście, odrobinę się spóźniliśmy, ponieważ na sali już rozbrzmiewał przepiękny głos Rebeccy. Razem z Niallem usiedliśmy przy naszym stoliku, cały czas przysłuchując się kobiecie. Kiedy piosenka się skończyła, na sali rozbrzmiały oklaski. 
 - Dziękuję Kochani! - powiedziała piosenkarka. - Tak się cieszę, że tyle osób tutaj dzisiaj ze mną jest... Kocham to, że mogę dla kogoś śpiewać. Teraz moja ulubiona piosenka Nothing's real but love...





Standing in a line
Wonder why it don’t move
Tryna get a hand
Watching people break the rules
And maybe the man in charge, doesn’t like my face
But then this world’s not always good


And nothing’s real but love
Nothing’s real but love
No money, no house, no car, can beat love


They watch us open-mouthed
As we joke around like fools
See who can be the worst
Watch what I can do
But then the door gets slammed, slammed right in my face
And I guess this world’s not always good


And nothing’s real but love
Nothing’s real but love
No house, no car, no job, can beat love
It won’t fill you up
No money, no house, no car, is like love


La la la la la la
Yeaaah


I put it all away
Holding it down for a rainy day
But what if that day don’t come
I need love
No money, no house, no car, is like love
It don’t fill you up
It won’t build you up
It won’t fill you up
It’s not love!


And nothing’s real without love
No money, no house, no car, is like love
Nothing’s real but love
No money, no house, no car, is like love


 Po moich policzkach popłynęły łzy. Nigdy nie trafiłam na piosenkę, która potrafi tak opowiedzieć o prawdziwej piosenki. Na stojąco zaczęłam bić brawa... 
 Po występie postanowiłam się przejść. Cały czas w głowie słyszałam kawałek piosenki: "No house, no car, no job, can beat love".
 - Laura? - poczułam dłoń Nialla na moim policzku i spojrzałam w jego oczy. - Coś się stało?
 - Niall, obiecaj mi coś...
 - Wszystko co chcesz.
 - Że nic nie pokona naszej miłości, żaden dom, żaden samochód, żadna praca i nieważnie co się stanie nasza miłość to pokona.
 - Obiecuję.
 Chłopak złożył na moich ustach pocałunek, którego ciepło dochodziło do mojego serca. Dziękuję Boże, że mi go dałeś!






Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Miało być romantycznie, a wyszło dno! To jest najgorszy rozdział jaki kiedykolwiek powstał. Możecie mnie powiesić za zwalenie randki Nialla i Laury. Wiem, że wiele osób tak na nią czekało, ale ja po prostu nie potrafię się skupić na pisaniu. Szkoła, brak czasu, tęsknota... itd.. ://// Następny nie mam pojęcia kiedy :/ Może uda mi się w przyszłym tygodniu coś napisać. Mam nadzieję, że zrozumiecie to (:
Zapraszam Was na moje dwa blogi: Look After You oraz Truth leads to happiness.
Pozdrawiam, 
Kinga.

Pamiątka z Krakowa (: