Co tak pięknie pachnie? - delikatny zapach muskał moje receptory węchowe. Czy to naleśniki? Zmusiłam się do otworzenia prawego oka. Zobaczyłam rozmazaną postać stojącą nade mną. Dlaczego muszę być krótkowidzem?
- Kochanie wstawaj. - ten przyjemny głos należał do mojej mamy. - Kotku...
- Mamusiu jeszcze tylko pięć minut. - odpowiedziałam jej i przewróciłam się na drugą stronę.
- Jak dobrze pamiętam, to nie lubisz zimnych naleśników z dżemem truskawkowym.
Te słowa miały takie samo działanie, jak kubeł zimnej wody. Moja mama znała mój czuły punkt, którym była słabość do naleśników. Szybko wstałam z tego łóżka, założyłam leżące na szafce nocnej okulary i pobiegłam do kuchni, gdzie mama już zdążyła dość. Usiadłam przy stole i czekałam na śniadanie. Ta piękna, drobna osóbka o rudych włosach sięgających ramion nakładała właśnie na talerz cztery naleśniki, które jak zawsze zostały ślicznie podane.
- Dziękuję. - powiedziałam, patrząc w jej wielkie zielone oczy. Ja też chciałabym mieć
takie wielkie. Niestety, po mamie odziedziczyłam tylko ten piękny kolor oczu i oczywiście płeć.
- Skarbie, nie ma za co. - uśmiechnęła się i na jej twarzy pojawiły się dołeczki, które i ja mam, ale podobno mój ojciec też takie miał.
Mój ojciec, to do niego podobno jestem podobna. Niestety, nigdy nie miałam okazji go poznać. Wyjechał z kraju przed moimi narodzinami, siedemnaście lat temu i od tamtej pory nie skontaktował się z moją mamą, czy też moim przyrodnim bratem, Christianem. Jest on jego synem z pierwszego małżeństwa, z angielką Frances Knight. Mieszkali oni w Ewell, w Anglii. Ona była krawcową, a on bardzo dobrym gitarzystą. Kiedy Christian miał sześć lat jego matka zmarła na raka. To wtedy Andrzej - bo tak nasz tata się nazywał przyjechał z nim do Polski. Poznał moją matkę, po dwóch latach znajomości wzięli ślub. Oczywiste to było, że mój brat próbował do tego nie dopuścić, ponieważ nie mógł pogodzić się z myślą, że ktoś mu może zastąpić matkę. Kiedy Anna była w piątym miesiącu ze mną, mój ojciec odszedł, zostawiając żonę i syna. Z czasem Chris zaczął szanować matkę, a nawet nazywać ją tak. Dzisiaj ma dwadzieścia sześć lat, mieszka na obrzeżach Londynu, ma własną restaurację, ale jest również producentem muzycznym. Niestety, tylko on odziedziczył po ojcu talent do muzyki, ja tylko umiem grać na trójkącie.
- Naleśniki! - do kuchni wkroczył Christian, który właśnie przyleciał do Polski. Usiadł na przeciwko mnie. Spojrzałam w jego oczy, miały one barwę morza. Przeczesał swoje czarne włosy palcami. - Co tak mi się przyglądasz siostra? - zapytał.
- Nie nic. - oderwałam od niego wzrok i zaczęłam jeść śniadanie.
- Krystian? - mama nigdy do niego nie mówiła do niego "Christian", chociaż on jednak wolał swoje angielskie imie, ale z czasem się do tego przyzwyczaił i pozwalał jej tak do siebie mówić.
- Tak mamo? - spojrzał na nią.
- Czy jesteś pewny, że poradzicie sobie razem w Londynie? - i znowu się zaczęło. Odkąd Chris złożył
mi propozycję wyjazdu do Anglii, mama cały czas się waha. Nic dziwnego, przecież jesteśmy jej jedynymi skarbami. Nie dość, że jej syn tam mieszka, to i jej córka też tam zamieszka.
- Mamo. - spojrzałam na nią. - Dobrze wiesz, że damy sobie radę. Zawsze dawaliśmy.
- Mamo. - wtrącił się mój brat. - Teraz, żeby napisać jakąkolwiek książkę potrzebujesz ciszy, a o Młodą się nie martw. Do świetnej szkoły jest zapisana, niedaleko mnie mieszkają moi dziadkowie, więc zadbają o nas.
Mama uśmiechnęła się i ucałowała nas w policzki.
Weszłam do mojego pokoju. Ściany oblewał beż. Na środku stała walizka i dwie torby. To już dzisiaj - pomyślałam. Podeszłam do biurka i wzięłam lusterko do ręki. Zobaczyłam w nim siedemnstoletnią dziewczynę, o jasnobrązowych włosach, które falami opadają na ramiona. Na nosie zwyczajne, czarne okulary, za którymi kryją się małe zielone oczy.
- Laura, rusz się, bo spóźnimy się na autobus. - zawołał mnie brat.
Od razu wzięłam jedną torbę, kładąc ją na walizcę a drugą do ręki. W sieni czekał na mnie brat oraz moja mama, która zawsze ma łzy w oczach jak musi się żegać z Christianem, lecz tym razem żegna również mnie.
- Pamiętaj synku, że masz się nią opiekować.
- Mamo. - podeszłam do niej i przytuliłam ją. - Dam sobie radę. - szepnęłam jej do ucha.- Nie martw się o mnie.
Usiadłam do taksówki, która miała nas zabrać na przystanek autobusowy. Cały czas wyglądałam przez okno, żegnając się z polskimi krajobrazami. Jechaliśmy jakieś półgodzinki.
- Już jesteśmy. - Christian dźgnął mnie palcem, chociaż wiedział jak bardzo tego nie lubię.
- Ej!
Był w stanie tylko się uśmiechnąć. Czy on naprawdę ma dwadzieścia sześć lat? - przebiegła mnie taka myśl. Wyszłam z taksówki i rozejrzałam się. Zamurowało mnie, ponieważ zamiast przystanku autobusowego przed oczami ukazało mi się lotnisko.
- Co do...? - spojrzałam ze złością na Christiana. - Co to ma być? Dobrze wiesz, że boję się latać! - krzyknęłam.
- Wiem, ale nie mam zamiaru, pocić się przez kilka godzin w jakimś nędznym busiku. - wziął swoje torby i ruszył w kierunku lotniska.
Ja nie byłam w stanie się ruszyć. Odkąd pamiętam panicznie boję się latać. Na wakacje do dziadków Chrisa ( przyjeżdżałam w sezonie, gdy on miał najwięcej pracy, więc zaprzyjaźniłam się z jego dziadkami, którzy traktują mnie jak własną wnuczkę) przyjeżdżałam tylko autobusem.
- Laura chodź! - zawołał mnie.
Wzięłam głęboki oddech, zabrałam swoje walizki i ruszyłam za Christianem.
Weszliśmy na pokład. Poprosiłam brata, żeby to on zajął miejsce przy oknie. Usiadłam. Kiedy samolot wystartował mocno złapałam się jego ręki. On tylko się na mnie popatrzył i zaraz się uśmiechnął, próbując mnie pocieszyć.
Po jakimś czasie odpłynęłam.
- Laura. - jego piękny głos, próbował mnie wybudzić. - Laura, jesteśmy na miejscu.
- Na miejscu?
- W Londynie.
- Czyli nie było żadnej katastrofy lotniczej, a ja przeżyłam?
- Mam nadzieję, że ta twoja głupota nie jest zaraźliwa. - znowu na jego twarzy pojawił się ten uśmieszek.
Do domu mojego brata jechaliśmy prawie godzinkę. Był skromny, ale bardzo piękny. Chociaż mieszka on tutaj już pięć lat, nigdy tutaj nie byłam.
Wzięłam szybki prysznic, założyłam nowe, czyste ubrania i postanowiłam wybrać się na spacer po okolicy. Słyszałam od moich koleżanek z Polski, że niedaleko mnie mieszkają One Direction. Kiedy mi to mówiły patrzyłam na nie jak na wariatki. Nie miałam zielonego pojęcia kim jest ten One Direction. Wytłumaczyły mi, że to jest boyband składający się z pięciu przystojnych chłopaków.
- Hm... Ciekawe, gdzie jest ten Milkshake City, o którym mówiła Zuzka. - powiedziałam do siebie.
Może powinnam kogoś zapytać. Niestety, nikogo nie zauważyłam, do czasu, gdy z domu wyszedł jakiś chłopak, któremu najwyraźniej zależało na tym, żeby się przed kimś ukryć. Postanowiłam podejść do niego i zapytać o drogę.
- Przepraszam - chłopak najwyraźniej się mnie przestraszył, a z jego nosa spadły okulary, które
zasłaniały jego zielone oczy. - Och... Nie chciałam ciebie wystraszyć.
- Nic nie szkodzi. - powiedział, a zaraz na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech. - W czym mogę pomóc? - mówiąc to zaczął poprawiać swoje loki.
- Szukam Milkshake City. Wiesz, gdzie to się znajduje?
- Och. - wyraźnie się rozczarował, jakby miał nadzieję, że poproszę go o coś innego. - Jasne. Musisz isć prosto, pózniej.... - i w tym momencie zaczął tak szybko mówić, że kompletnie go niezrozumiałam. - ... I jesteś na miejscu.
Uśmiechnęłam się i pokazałam palcem, żeby poczekał. Z torebki wyciągłam długopis i mapę, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak zeszyt. Na twarzy chłopaka znów pojawił się uśmiech.
- Mógłbyś mi zaznaczyć to na mapię? - spytałam go, a na jego twarzy poraz kolejny zawitało rozczarowanie.
- Jasne. - zaznaczył na mapie cel kropką.
- Wielkie dzięki. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - Cześć.
- Czekaj. - zatrzymał mnie. - Czy mogę wiedzieć jak masz na imię?
- Jestem Laura.
- Śliczne imię. Ja jestem Harry.
- Miło mi. - uśmiechnęłam się.
Czyli mam pierwszego znajomego w Anglii - pomyślałam.
- Śpieszy ci się gdzieś? - zapytałam.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Może pójdziesz ze mną na jakiegoś shake'a?
- Kochanie wstawaj. - ten przyjemny głos należał do mojej mamy. - Kotku...
- Mamusiu jeszcze tylko pięć minut. - odpowiedziałam jej i przewróciłam się na drugą stronę.
- Jak dobrze pamiętam, to nie lubisz zimnych naleśników z dżemem truskawkowym.
Te słowa miały takie samo działanie, jak kubeł zimnej wody. Moja mama znała mój czuły punkt, którym była słabość do naleśników. Szybko wstałam z tego łóżka, założyłam leżące na szafce nocnej okulary i pobiegłam do kuchni, gdzie mama już zdążyła dość. Usiadłam przy stole i czekałam na śniadanie. Ta piękna, drobna osóbka o rudych włosach sięgających ramion nakładała właśnie na talerz cztery naleśniki, które jak zawsze zostały ślicznie podane.
- Dziękuję. - powiedziałam, patrząc w jej wielkie zielone oczy. Ja też chciałabym mieć
takie wielkie. Niestety, po mamie odziedziczyłam tylko ten piękny kolor oczu i oczywiście płeć.
- Skarbie, nie ma za co. - uśmiechnęła się i na jej twarzy pojawiły się dołeczki, które i ja mam, ale podobno mój ojciec też takie miał.
Mój ojciec, to do niego podobno jestem podobna. Niestety, nigdy nie miałam okazji go poznać. Wyjechał z kraju przed moimi narodzinami, siedemnaście lat temu i od tamtej pory nie skontaktował się z moją mamą, czy też moim przyrodnim bratem, Christianem. Jest on jego synem z pierwszego małżeństwa, z angielką Frances Knight. Mieszkali oni w Ewell, w Anglii. Ona była krawcową, a on bardzo dobrym gitarzystą. Kiedy Christian miał sześć lat jego matka zmarła na raka. To wtedy Andrzej - bo tak nasz tata się nazywał przyjechał z nim do Polski. Poznał moją matkę, po dwóch latach znajomości wzięli ślub. Oczywiste to było, że mój brat próbował do tego nie dopuścić, ponieważ nie mógł pogodzić się z myślą, że ktoś mu może zastąpić matkę. Kiedy Anna była w piątym miesiącu ze mną, mój ojciec odszedł, zostawiając żonę i syna. Z czasem Chris zaczął szanować matkę, a nawet nazywać ją tak. Dzisiaj ma dwadzieścia sześć lat, mieszka na obrzeżach Londynu, ma własną restaurację, ale jest również producentem muzycznym. Niestety, tylko on odziedziczył po ojcu talent do muzyki, ja tylko umiem grać na trójkącie.
- Naleśniki! - do kuchni wkroczył Christian, który właśnie przyleciał do Polski. Usiadł na przeciwko mnie. Spojrzałam w jego oczy, miały one barwę morza. Przeczesał swoje czarne włosy palcami. - Co tak mi się przyglądasz siostra? - zapytał.
- Nie nic. - oderwałam od niego wzrok i zaczęłam jeść śniadanie.
- Krystian? - mama nigdy do niego nie mówiła do niego "Christian", chociaż on jednak wolał swoje angielskie imie, ale z czasem się do tego przyzwyczaił i pozwalał jej tak do siebie mówić.
- Tak mamo? - spojrzał na nią.
- Czy jesteś pewny, że poradzicie sobie razem w Londynie? - i znowu się zaczęło. Odkąd Chris złożył
mi propozycję wyjazdu do Anglii, mama cały czas się waha. Nic dziwnego, przecież jesteśmy jej jedynymi skarbami. Nie dość, że jej syn tam mieszka, to i jej córka też tam zamieszka.
- Mamo. - spojrzałam na nią. - Dobrze wiesz, że damy sobie radę. Zawsze dawaliśmy.
- Mamo. - wtrącił się mój brat. - Teraz, żeby napisać jakąkolwiek książkę potrzebujesz ciszy, a o Młodą się nie martw. Do świetnej szkoły jest zapisana, niedaleko mnie mieszkają moi dziadkowie, więc zadbają o nas.
Mama uśmiechnęła się i ucałowała nas w policzki.
Weszłam do mojego pokoju. Ściany oblewał beż. Na środku stała walizka i dwie torby. To już dzisiaj - pomyślałam. Podeszłam do biurka i wzięłam lusterko do ręki. Zobaczyłam w nim siedemnstoletnią dziewczynę, o jasnobrązowych włosach, które falami opadają na ramiona. Na nosie zwyczajne, czarne okulary, za którymi kryją się małe zielone oczy.
- Laura, rusz się, bo spóźnimy się na autobus. - zawołał mnie brat.
Od razu wzięłam jedną torbę, kładąc ją na walizcę a drugą do ręki. W sieni czekał na mnie brat oraz moja mama, która zawsze ma łzy w oczach jak musi się żegać z Christianem, lecz tym razem żegna również mnie.
- Pamiętaj synku, że masz się nią opiekować.
- Mamo. - podeszłam do niej i przytuliłam ją. - Dam sobie radę. - szepnęłam jej do ucha.- Nie martw się o mnie.
Usiadłam do taksówki, która miała nas zabrać na przystanek autobusowy. Cały czas wyglądałam przez okno, żegnając się z polskimi krajobrazami. Jechaliśmy jakieś półgodzinki.
- Już jesteśmy. - Christian dźgnął mnie palcem, chociaż wiedział jak bardzo tego nie lubię.
- Ej!
Był w stanie tylko się uśmiechnąć. Czy on naprawdę ma dwadzieścia sześć lat? - przebiegła mnie taka myśl. Wyszłam z taksówki i rozejrzałam się. Zamurowało mnie, ponieważ zamiast przystanku autobusowego przed oczami ukazało mi się lotnisko.
- Co do...? - spojrzałam ze złością na Christiana. - Co to ma być? Dobrze wiesz, że boję się latać! - krzyknęłam.
- Wiem, ale nie mam zamiaru, pocić się przez kilka godzin w jakimś nędznym busiku. - wziął swoje torby i ruszył w kierunku lotniska.
Ja nie byłam w stanie się ruszyć. Odkąd pamiętam panicznie boję się latać. Na wakacje do dziadków Chrisa ( przyjeżdżałam w sezonie, gdy on miał najwięcej pracy, więc zaprzyjaźniłam się z jego dziadkami, którzy traktują mnie jak własną wnuczkę) przyjeżdżałam tylko autobusem.
- Laura chodź! - zawołał mnie.
Wzięłam głęboki oddech, zabrałam swoje walizki i ruszyłam za Christianem.
Weszliśmy na pokład. Poprosiłam brata, żeby to on zajął miejsce przy oknie. Usiadłam. Kiedy samolot wystartował mocno złapałam się jego ręki. On tylko się na mnie popatrzył i zaraz się uśmiechnął, próbując mnie pocieszyć.
Po jakimś czasie odpłynęłam.
- Laura. - jego piękny głos, próbował mnie wybudzić. - Laura, jesteśmy na miejscu.
- Na miejscu?
- W Londynie.
- Czyli nie było żadnej katastrofy lotniczej, a ja przeżyłam?
- Mam nadzieję, że ta twoja głupota nie jest zaraźliwa. - znowu na jego twarzy pojawił się ten uśmieszek.
Do domu mojego brata jechaliśmy prawie godzinkę. Był skromny, ale bardzo piękny. Chociaż mieszka on tutaj już pięć lat, nigdy tutaj nie byłam.
Wzięłam szybki prysznic, założyłam nowe, czyste ubrania i postanowiłam wybrać się na spacer po okolicy. Słyszałam od moich koleżanek z Polski, że niedaleko mnie mieszkają One Direction. Kiedy mi to mówiły patrzyłam na nie jak na wariatki. Nie miałam zielonego pojęcia kim jest ten One Direction. Wytłumaczyły mi, że to jest boyband składający się z pięciu przystojnych chłopaków.
- Hm... Ciekawe, gdzie jest ten Milkshake City, o którym mówiła Zuzka. - powiedziałam do siebie.
Może powinnam kogoś zapytać. Niestety, nikogo nie zauważyłam, do czasu, gdy z domu wyszedł jakiś chłopak, któremu najwyraźniej zależało na tym, żeby się przed kimś ukryć. Postanowiłam podejść do niego i zapytać o drogę.
- Przepraszam - chłopak najwyraźniej się mnie przestraszył, a z jego nosa spadły okulary, które
zasłaniały jego zielone oczy. - Och... Nie chciałam ciebie wystraszyć.
- Nic nie szkodzi. - powiedział, a zaraz na jego twarzy pojawił się uroczy uśmiech. - W czym mogę pomóc? - mówiąc to zaczął poprawiać swoje loki.
- Szukam Milkshake City. Wiesz, gdzie to się znajduje?
- Och. - wyraźnie się rozczarował, jakby miał nadzieję, że poproszę go o coś innego. - Jasne. Musisz isć prosto, pózniej.... - i w tym momencie zaczął tak szybko mówić, że kompletnie go niezrozumiałam. - ... I jesteś na miejscu.
Uśmiechnęłam się i pokazałam palcem, żeby poczekał. Z torebki wyciągłam długopis i mapę, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak zeszyt. Na twarzy chłopaka znów pojawił się uśmiech.
- Mógłbyś mi zaznaczyć to na mapię? - spytałam go, a na jego twarzy poraz kolejny zawitało rozczarowanie.
- Jasne. - zaznaczył na mapie cel kropką.
- Wielkie dzięki. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - Cześć.
- Czekaj. - zatrzymał mnie. - Czy mogę wiedzieć jak masz na imię?
- Jestem Laura.
- Śliczne imię. Ja jestem Harry.
- Miło mi. - uśmiechnęłam się.
Czyli mam pierwszego znajomego w Anglii - pomyślałam.
- Śpieszy ci się gdzieś? - zapytałam.
- Nie, dlaczego pytasz?
- Może pójdziesz ze mną na jakiegoś shake'a?
- Jasne. - i znowu ten uroczy uśmieszek.
Schowałam mapę do torebki i ruszyłam razem z moim nowym kolegą do Milkshake City.
Schowałam mapę do torebki i ruszyłam razem z moim nowym kolegą do Milkshake City.
No i pierwszy rozdział :) Pisałam go o dwunastej w nocy, ponieważ nie dawał mi on spokoju. Sama nie wiem, czy jest dobry, czy Was nie znudził. Będę wdzięczna za jakiekolwiek komentarze. :)
boskie <3
OdpowiedzUsuńSuper, fajnie piszesz :) Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że pojawi się szybko ;d
OdpowiedzUsuńI zapraszam do mnie: http://enjoy-fullness-of-life.blogspot.com/
Mi się podoba. Ciekawie się zaczyna i podoba mi się to, że Laura nie zna One Direction. Powiadom mnie o następnych rozdziałach. Pozdrawiam Angelika xoxo
OdpowiedzUsuńhttp://alice-and-one-direction.blogspot.com
Lubię to! zapowiada się dość ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://moments-one-direction.blogspot.com
podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
http://you-are-my-world-1d.blogspot.com/
świetny ((; czekam na więcej qq; dzięki za informacje o blogu xd Obserwuję ;D
OdpowiedzUsuńŚwietnie!!!
OdpowiedzUsuńI widzisz nawet mi się spodobał!!
Mam nadzieje że się dowiem czegoś fajnego o towim zespole!!
Oooo imienniczka mojej bohaterki. Podoba mi się odcinek ,ale czekam na większe rozkręcenie akcji. Z niecierpliwością czekam na następny odcinek. Informuj mnie i zapraszam do siebie. Pozdrawiam ; )
OdpowiedzUsuńhttp://dance-with-me-tonight.blogspot.com/ Zapraszam
Moja imiennicza :D <3 boskie!! much love!! ♥ od razu zakochałam sie :D
OdpowiedzUsuńpodobamisięęę ♥_________♥ .
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie : ))
W końcu się przełamałem i przecztałem. Świetne, nawet lepsze od niektórych książek, które czytałem.
OdpowiedzUsuńfajnee♥ powinnaś kiedyś zostać pisarką i mówię to serio. Sama piszę opowiadania w podobnym stylu, ale nie mam żadnego bloga.
OdpowiedzUsuńJejku super rozdział zazdroszczę talentu *.*
OdpowiedzUsuń