wtorek, 25 września 2012

Epilog


Piętnaście lat później…

 Leżałam w łóżku, próbując przygotować się do rozmowy z moim wydawcą. Niestety, nic nie potrafiłam poukładać tak jak powinno być. Podniosłam się w łóżku i oparłam głowę o ścianę. Dłonią znalazłam swoje okulary i założyłam je na nos, spoglądając w lustro, które wisiało naprzeciwko mojego łóżka. Można powiedzieć, że przez te piętnaście lat się prawie nic nie zmieniłam, tylko przybyło mi parę zmarszczek na czole. Przewróciłam oczami i sięgnęłam po swoją komórkę. Miałam jedną wiadomość od Christiana.

LAURA, NIE ZAPOMNIJ DZISIAJ WPAŚĆ NA KOLACJĘ. ;)

 No tak, przecież dzisiaj jest ich piętnasta rocznica ślubu. To tak szybko minęło… I tyle też się zmieniło od tego czasu. Wstałam z łóżka i zabrałam swój szlafrok. Zaścieliłam jeszcze łóżko i podeszłam do okna. Wszędzie było tak zielono i tak spokojnie, to są zalety mieszkania na wsi.
 Usłyszałam kłótnie z kuchni. Mruknęłam coś pod nosem i wyszłam z sypialni. Kiedy weszłam do wielkiej, jasnej kuchni, od razu spojrzałam na dwójkę rozrabiaków, które szarpały się o paczkę czekolady. Znowu znalazły to czego nie miały znaleźć.
 - Proszę o oddanie czekolady – wystawiłam rękę, czekając na reakcję Emilki i Williama. – Jesteście już spakowane?
 - To już dzisiaj lecimy? – zapytał się William.
 To nie przypadek, że moje dzieci mają te imiona. Moi dziadkowie zmarli około dziesięciu lat temu. Był to dla nas najtrudniejszy okres w życiu, ale obiecałam sobie, że moje dzieci dostaną ich imiona. William ma podobny charakter do dziadka, też jest taki dowcipny i uwielbia grać w szachy, a Emilka jest strasznie wygadana, czasem przypomina Zuzę za młodu.
 - Tak Skarbie, dzisiaj lecimy… - podeszłam do blatu i zabrałam się za śniadanie. – Tata już jest w Londynie, więc nie będzie problemu…
 - O której masz spotkanie? – Emilka oparła głowę o oparcie krzesła.
 Spojrzałam na jej rozczochrane, brązowe włosy i piwne oczy. Miała siedem lat, ale jak na ten wiek była bardzo inteligenta. Will był od niej starszy o rok, ale był odrobinę skryty. Miał wielkie niebieskie oczy oraz czarne włosy, które teraz stały mu na wszystkie strony świata.
 - Dobra Szkraby, bo jeżeli ja się spóźnię na to spotkanie to zapomnijcie o wakacjach – na patelni podrzuciłam naleśnika. – Czyli tak, za godzinkę mam spotkanie, a za dwie spotykamy się na lotnisku. Babcia ma was podwieźć, czy wujek?
 - Podobno wujek… - mruknął Will, pisząc coś na skrawku gazety. – Mamo, to prawda, że ciocia Kasia znowu jest w ciąży?
 Uniosłam zdziwione brwi.
 - Skąd o tym wiesz?
 - Z gazety…
 Podeszłam do niego i odebrałam magazyn, gdzie pojawiły się zdjęcia Kasi i Harry’ego z nagłówkiem: „Czyżby oczekiwali czwartego dziecka?”. Przewróciłam oczami i wróciłam do dalszego robienia naleśników.
 - Dowiemy się jak tam pojedziemy – odpowiedziałam na wcześniej zadanie pytanie syna.
 - Ci to nie mają, co w domu robić? – odezwała się Emilka.
 Spojrzałam na nią gniewnym wzrokiem, ale długo nie wytrzymałam ze śmiechu i rzuciłam w nią szmatą. Z pewnością znowu musiała podsłuchać ojca, kiedy coś komentował. Podałam moim Skarbom  śniadanie i ruszyłam do góry, żeby się przygotować do spotkania.

 Godzinę później…
  - …no i tak właśnie się kończy ta historia – uśmiechnęłam się do wydawcy.
 - Piękna historia… - przyglądała się stercie trzymanych kartek, na których została zapisana moja przeszłość. – Szkoda tylko, że kończy się w takim momencie.
 - Dlaczego? – zmarszczyłam czoło.
 - Ponieważ do tej pory nie wiem, czy Laura jest z Niallem, czy Kasia i Harry doczekali się potomstwa, no i oczywiście z kim jest Zayn…
 Uśmiechnęłam się pod nosem. Wiele osób, którym dałam to do przeczytania pytało mnie o to samo, lecz wolałam ich podtrzymać w niewiedzy, bo może kiedyś najdzie mnie wena, żeby napisać ciąg dalszy tej historii, która będzie już całkiem od mojego życia.
 - Oczywiście, książka zostanie wydana – kobieta się uśmiechnęła. – Proszę mi tylko powiedzieć, czy to co tutaj jest to się wydarzyło naprawdę?
 Zagryzłam wargę i spojrzałam na swoje dłonie.
- Wszystko, co zostało tutaj napisane jest tylko moją bujną wyobraźnią – skłamałam. – Czy jeszcze coś muszę podpisać, ponieważ za pół godzinki mam samolot do Londynu.
 - Nie, nie, to już wszystko.
 Wstałyśmy i podałyśmy sobie dłonie. Po raz ostatni spojrzałam na plik kartek po czym wyszłam z gmachu. Byłam szczęśliwa, że to, co zdołałam napisać, historia mojego życia zostanie wydana. Moja mama na pewno będzie dumna, kiedy się o tym dowie.
 Szybko wskoczyłam do taksówki i poprosiłam miłego pana, żeby zawiózł mnie na lotnisko, gdzie czekały na mnie dzieci. Gotowi do podróży weszliśmy na pokład samolotu. Jeżeli chodzi o mnie to już mi minął strach przed lotem, ale najwidoczniej tę traumę odziedziczył po mnie Will. Złapałam jego drobną dłoń i wystartowaliśmy.
 Podróż trwała około dwóch godzin. Usiedliśmy na ławce na wielkim lotnisku, czekając aż ktoś nas odbierze. Spojrzałam na telewizor, który wisiał parę metrów ode mnie.
 - … zespół One Direction właśnie wczoraj zakończył swoją ostatnią trasę – mówiła prezenterka jakiejś stacji muzycznej. – Panowie po tylu latach zdecydowali się na rozwiązanie zespołu. Teraz planują stworzyć wspólną produkcję muzyczną…
 Uśmiechnęłam się do siebie. Czyli staruszki nie będą zanudzać nastolatek. Do tej pory pamiętam, kiedy byli wielbieni przez miliony nastolatek. Chłopcy wciąż nie potrafili odgonić się od dziewczyn. Sięgnęłam po zdjęcie z wesela mojego brata, na którym byli wszyscy, których kochałam. Zawsze trzymałam go w portfelu, żeby właśnie w takich chwilach jak ta spojrzeć na nie. Wszyscy byliśmy jeszcze tacy młodzi, no i oczywiście na zdjęciach była jeszcze moja babcia i dziadek. Jak dobrze pamiętam to po ich śmierci wyniosłam się z Londynu.
 Usłyszałam pisk moich dzieci. Spojrzałam na nie, a później na obiekt, który wywołał u nich takie poruszenie. W naszym kierunku szła Alice razem ze swoją córką, Rachel. Była to wysoka, dziesięcioletnia dziewczynka o ciemniejszej karnacji skóry, czarnych włosach i karmelowych oczach, czyli cały Zayn.
 Szybko wstałam i przytuliłam się do kobiety. Nie widziałyśmy się już od dwóch lat. Po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia. Odsunęłam się trochę od kobiety i spojrzałam w jej ciemne tęczówki, w których paliły się iskierki radości. Była ona taka piękna i szczęśliwa.
 - Powiedz, dlaczego nie przyjeżdżałaś?! – zaczęła mnie dźgać. – Wiesz jak za tobą tęskniłam.
 - Wybacz, ale musiałam zająć się pisaniem książki.
 - Rozumiem… - mruknęła i spojrzała na nasze dzieci. Cała trójka od zawsze rozumiała się jak nikt. – Wpadniemy do kawiarni? Znam taką jedną, a impreza zaczyna się za około trzy godziny, więc powinniśmy nadrobić ten stracony czas.
 Pokiwałam twierdząco głową i razem z siostrą ruszyłyśmy w kierunku kawiarni.
 - Tak w ogóle mama cały czas mnie dręczyła, kiedy ty przyjedziesz i kiedy ty przyjedziesz – odezwała się Alice, kiedy dotarłyśmy do celu.
 Tak się składa, że ja i Alice zostałyśmy przyrodnimi siostrami wiele lat temu, kiedy mój tata ją zaadoptował, a nasza siostrzana miłość pogłębiła się jeszcze bardziej, kiedy moi rodzice postanowili odnowić przysięgi małżeńskie, ponieważ oni nigdy nie wzięli tego rozwodu.
 - No przepraszam, że mnie tak długo nie było… A tak w ogóle, dzisiaj byłam w wydawnictwie i uwaga, uwaga: wydadzą moją książkę.
 - No to gratuluję! – popiła herbatę. – Nie doczekam się, kiedy będę mogła poczytać twoją historię… A możesz zdradzić o czym jest?
 - O naszej przeszłości Alice – spojrzałam na jej zdziwioną twarz. – Postanowiłam zapisać te nasze najpiękniejsze lata życia.
 - Dużo ich nie było – mruknęła.
 - Jak to? – uśmiechnęłam się. – Przeszło dwa lata…
 - Czyli śpiączkę też masz opisaną? – pokiwałam twierdząco głową. – Ale nie opisałaś tego jak ja i Zayn?
 - No właśnie nie, bo jakoś wy nigdy nie chcieliście mi powiedzieć prawdy. Mamy jeszcze czas, więc możesz mi powiedzieć?
 - Nie wiem, czy słyszałaś, że Kasia jest w ciąży! – próbowała mnie zmylić.
 - A jednak to prawda… To już czwarte dziecko – pokiwałam głową. – Harry za niedługo otworzy fabrykę dzieci.
 - Dobrze, że cię nie słyszy – Alice była cała czerwona ze śmiechu. – Ostatnio Louis z podobnym tekstem mu wyjechał i Styles nie gadał z nim przez tydzień…
 - Właśnie! Co tam u Louisa, słyszałam, że Eleanor ma córeczkę…
 - Tak! – kobieta podskoczyła aż na krześle. – Wiesz jaka ona słodka!
 - Wyobrażam sobie… - uśmiechnęłam się do niej. – Liam i Danielle nie doczekali się potomstwa, prawda?
 Alice zaczęła milczeć, wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
 - Co jest?
 - Trzy miesiące temu wzięli cichy rozwód. Ciągle się kłócili i nie potrafili dojść do porozumienia… - mruknęła.
 - Smutne… Pamiętam ich jeszcze, kiedy byli szczęśliwi. Nie pomyślałabym, że oni po tylu latach – pokręciłam głową i zrobiłam jeszcze jeden łyk herbaty. – A tak z ciekawości, co u… - przerwał mi telefon Alice.
 Kobieta szybko odebrała i odeszła od stolika. Ja spojrzałam na nasze dzieci, które znowu się śmiały. Prawdopodobnie oglądały jakieś zdjęcia. Rozejrzałam się po kawiarence. Znajdowało się tutaj bardzo mało osób i chyba dobrze, ponieważ Alice czasem też potrzebuje odpoczynku od mediów. Jest przecież założycielką jednej z najbardziej znanych w Anglii fundacji dla rodzin, w której występuje alkoholizm.
 - Dobra Skarbie zbieramy się – Alice wróciła do nas. – Zayn już się nie cierpliwi. Dawno was nie widział i się stęsknił.
 Uśmiechnęłam się i zaczęłam zbierać. Razem z dziećmi ruszyłyśmy na parking, gdzie czekał samochód Alice. Oczywiście, nie zabrakło paru dziennikarzy, którzy czekali na Alice, ponieważ byli ciekawi jak teraz będzie wyglądać życie państwa Malik, kiedy oni One Direction przechodzi na emeryturę. Kobieta szybko się z tym uwinęła i ruszyła w kierunku restauracji mojego brata. Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy ich wszystkich zobaczę.
 Długo nie musieliśmy jechać. Szybko wysiadłam z samochodu i ruszyłam do środka. Nic się tutaj nie zmieniło odkąd byłam tutaj ostatni raz. Weszłam na wielką salę, gdzie już wszystko było przygotowane do imprezy. Przy stoliku zobaczyłam rozgadanego Harry’ego, który niestety musiał już delikatnie ściąć loki, a na boczkach pojawiły mu się srebrne włoski. Obok niego siedział mój kochany Rudzielec, u którego widziałam lekko zaokrąglony brzuszek, naprzeciwko nich siedział Zayn, który chyba zgubił maszynki, bo miał zarośniętą twarz jak nigdy.
 - Ciocia!
 Podbiegła do mnie trójka rozczochrańców. No muszę przyznać, że państwu Styles udały się dzieci. Darcy, była najstarsza z nich wszystkich i to była cała mama, Vicia, była w wieku Willa i również miała rude, kręcone włosy, ale oczy ma po ojcu, no i najmłodszy pięcioletni Victor – cały tata.
 Przytuliłam się do dzieciaków, ale chwilę później zostałam zaatakowana przez resztę.
  - Ile muszę czekać, żeby moja najlepsza przyjaciółka postanowiła przyjechać mnie odwiedzić.
 - No przepraszam – pocałowałam policzek Kasię. – Pracowałam nad książką i nie mogłam przyjechać.
 - No słyszałam – zaczęła ruszać swoimi brwiami. – Twój mąż już mi mówił.
 - Ten nigdy nie umie trzymać języka za zębami – pokręciłam głową i usiadłam obok Zayna. – Tak w ogóle, gdzie jest mój kochany?
 - Pojechał po resztę – odpowiedział Malik.
 Spojrzałam na niego. Ja jednak nie przywykłam do tego jego zarostu. Poklepałam go po policzku i się uśmiechnęłam.
 - Zgól się kochany, zgól!
 - No kolejna! – fuknął. – Alice cały czas mi to powtarza, ale moim zdaniem to jest sexy.
 Wszyscy wybuchli śmiechem. Pokręciłam głową i spojrzałam na Kasię, która cały czas głaskała swój brzuszek.
 - Już znacie płeć?
 Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się. Tak samo było z Zaynem i Alice.
 - Laura – zaczęła Kasia. – Ja i Harry spodziewamy się dziewczynki.
 - No to gratuluję!
 Podbiegłam do nich i zaczęłam ich przytulać.
 - Laura – odezwał się Harry. – Planujemy ją nazwać Zuza.
 Poczułam ukłucie w moim sercu. Dawno nie słyszałam tego imienia. Nazywała się tak nasza najlepsza przyjaciółka, która trzynaście lat temu zmarła na AIDS. To był najgorszy okres w moim życiu, do tej pory nie jest mi łatwo, kiedy wspominam sobie moją przyjaciółkę.
 Spojrzałam na przyjaciół i uśmiechnęłam się. Bardzo się cieszyłam, że jednak postanowili tak nazwać swoją córeczkę.
 - No kogo my tutaj mamy! – usłyszałam głos swojego brata.
 Odwróciłam się i zobaczyłam Christiana razem z Isabel. Szybko zerwałam się z krzesła i skoczyłam na szyję. Bardzo się za nim stęskniłam i nie miałam ochoty go puszczać, ale w pewnej chwili przypomniałam sobie, że już jestem za stara na takie rzeczy. Odsunęłam się od niego i przytuliłam się z Isabel.
 - A gdzie jest Frances? – zapytałam.
 - Z chłopakiem za godzinkę mają wpaść – odezwała się Isabel i poszła przywitać się z innymi.
 W drzwiach zobaczyłam Nialla. Uśmiechnęłam się i na niego również skoczyłam.
 - Ej, ej, ej! – krzyczał. – Udusisz mnie!
 - Ekhem! – spojrzałam w prawo, gdzie zobaczyłam Evę, która próbowała być poważna, ale jakoś to jej nie wychodziło. – Czy to nie jest jakieś dziwne, że inna kobieta rzuca się na szyję mojego męża?
 - Ja za tobą też tęskniłam – przytuliłam kobietę.
 Ona i Niall są małżeństwem od siedmiu lat. Z mężczyzną rozstaliśmy się po śmierci Micka, który zginął w Iraku, ponieważ postanowił wstąpić do wojska. Mój były chłopak zdecydował się zaopiekować swoją długoletnią przyjaciółką, a ja mu nie miałam tego za złe.
 - A gdzie jest mój kochany mąż? – zapytałam parę.
 - A co już się za nim stęskniłaś? – zapytał blondyn.
 - No jakbyś nie wiedział.
 - Czeka na ciebie na tyłach – puścił mi oczko i wszedł na salę.
 Szybko wybiegłam z restauracji i poszłam tam, gdzie powiedział Niall. Długo nie musiałam czekać, żeby zobaczyć mojego męża.
 - Adam! 


 I tak kończę swoją historię. Wiem, że wiele osób wyobrażało sobie, iż będzie to wyglądać inaczej, ale nie lubię akcji, która jest łatwa do przewidzenia. Chcę Wam podziękować za przeszło osiem miesięcy. Nie wyobrażałam sobie, że tyle dziewczyn będzie czytać mojego bloga. Oczywiście, nie będę się teraz rozpisywać, bo nadejdzie dzień, w którym postaram się wszystkim podziękować, ale teraz tak w ogóle. Nie wiem, czy wiecie, ale ja odkąd pamiętam pisałam różnorodne opowiadania, ale nigdy żadnego z nich nie skończyłam. To jest pierwsze opowiadanie, które dokończyłam i można powiedzieć, że dla mnie to jest jak pierwsza wydana książka. ;)

Uwaga!
 Postanowiłam, iż może wiele dziewczyn ma jakieś pytania związane z opowiadaniem, np. jest ciekawa, co kto robi. Możecie je pisać w komentarzach, a ja będę starała się regularnie jakoś na nie odpowiadać. Uprzedzam, że nie wiem czy kiedykolwiek będę kontynuowała tę historię, ale nie mówię "nie". Jak na razie muszę zająć się innymi blogami. Więc Kochani możecie pytać ile chcecie. W weekend pojawi się notka pożegnalna.

Kocham Was,
Kinga

sobota, 22 września 2012

Rozdział pięćdziesiąty trzeci


Rok później…

Isabel
 Nie potrafiłam zasnąć. Cały czas się wierciłam w łóżku, próbując znaleźć jakąś wygodną pozycję, ale za każdym razem, kiedy na chwilę zdrzemnę się to od razu się budzę. Za jakieś siedem godzin odbędzie się najpiękniejsza chwila w moim życiu, ponieważ ja i Christian postanowiliśmy się pobrać. Przekręciłam głowę, chcąc spojrzeć na chłopaka, ale zastałam tylko puste łóżko. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam się po pokoju, który był oświecony przez blask księżyca, który dzisiejszej nocy był w pełni.
 Wygrzebałam się z łóżka i stopami zaczęłam szukać moich laczek. Kiedy je już znalazłam, podeszłam do krzesła i ściągnęłam z niego mój beżowy szlafrok. Zarzuciłam go na ramiona i wyszłam z pokoju. W domu panowała cisza. Drzwi do pokoju Laury były lekko uchylone tak samo z drzwiami Frances, ale od środka biło lekkie światło.
 Powoli, na paluszkach podeszłam do drzwi. Oparłam dłonie o nie i zerknęłam przez szparę. Pierwsze, co ujrzałam to pusty wózek inwalidzki. Naparłam na drzwi trochę mocniej. To, co zobaczyłam było dla mnie szokiem. Christian, trzymając naszą córeczkę stał na własnych nogach. Moje kąciki uniosły się do góry. Oparłam głowę o framugę drzwi i spojrzałam w górę.
 - Dziękuję ci Boże – powiedziałam bezgłośnie.
 Spojrzałam znowu na ten piękny obrazek. Mała Frances usnęła już w ramionach Christiana. Ona jest taka podobna do niego. Ma również takie czarne włosy i morskie oczy.
 -… wiesz jak bardzo cię kocham – usłyszałam głos Chrisa. Pocałował główkę naszej córeczki. – Co zrobiłbym bez ciebie i oczywiście twojej mamusi…?
 - A co ja bym zrobiła bez ciebie?
 Weszłam do pokoju i przytuliłam się Christiana. Pocałowałam główkę Frances i spojrzałam w oczy chłopaka. Widziałam w nich szczęście.
 - Powiedz mi jak…? – nie potrafiłam swoich myśli ująć w słowa.
 - Pytasz się mnie jak to możliwe, że chodzę..? – pokiwałam twierdząco głową, kiedy on włożył naszą córkę do kołyski. – Od paru tygodni wstawałem w nocy do Fran i starałem się wstać na własne nogi. Przez dłuższy czas mi nie wychodziło – wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do kuchni – ale parę dni temu po raz pierwszy udało mi się.
 - To, dlaczego mi nie powiedziałeś?
 Zapaliłam światło w naszej kuchni. Usiadłam przy stole i zaczęłam się przyglądać Christianowi. Cały czas nie mogę przywyknąć do tego, że widzę go na własnych nogach.
 - Chciałem ci zrobić niespodziankę – puścił mi oczko. – No, ale niestety musiałaś obudzić się szybciej…
 - Nie potrafiłam zasnąć…
 - Denerwujesz się? – uniósł kąciki ust.
 - A ty nie? – uniosłam brew. – Za parę godzin powiemy sobie „tak”. To jest decyzja na całe życie. Nie boisz się, że coś nie wyjdzie albo jak będzie to wszystko wyglądać za parę lat?
 - Nie – pokręcił głową. – Za kilka godzin powiem „tak”, ale ja już zrobiłem to wiele lat temu, w dniu, kiedy po raz pierwszy wyznałem ci miłość. Denerwuję się tylko jednym faktem – zauważyłam, że zaczął się bawić kawałkiem obrusa. – Razem z wypowiedzianą przysięgą zaczyna się nowy rozdział w naszym życiu, ale ja nadal nie mam rozwiązanego tematu z moim ojcem.
 Dotknęłam jego dłoni. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo. Od tylu miesięcy wie o swoim ojcu, ale do tej pory z nim nie rozmawiał. Nie był w stanie nawet ze mną o nim porozmawiać.
 - Długo się zastanawiałem nad tym, czy go przypadkiem na ślub nie zaprosić…
 - I co? – uśmiechnęłam się do niego.
 - Szkoda, że nie wiesz jak to jest być ojcem. Codziennie przyglądasz się jak rośnie twoje dziecko, jak każdego dnia budzisz się obok najpiękniejszej kobiety na ziemi i myślisz sobie, że jesteś w stanie za nie oddać życie nie ważne z jakim skutkiem, ważne, żeby one były bezpiecznie. Kiedy się dowiedziałem prawdy o ojcu, nie potrafiłem tego pojąć, zadawałem pytanie: „dlaczego?”. Isabel, gdybym ja był na miejscu mojego ojca zrobiłbym to samo…
 - Pragniesz mu wybaczyć?
  - Jakim byłbym synem gdybym tego nie zrobił?

Laura
 Siedziałam w swoim pokoju, patrząc przez okno, za którym właśnie wszystko budziło się do przeżycia kolejnego dnia. Cały czas byłam przebrana w swoją piżamę, a na głowie miałam szopę. Nie śpieszyło mi się nigdzie, chociaż, że za kilka godzin ma się odbyć ślub. W domu już tętni życiem, słyszę jak mama pogania Isabel i cały czas wygania kumpli mojego brata.
 Podniosłam się z łóżka i podeszłam do wielkiego lustra. W odbiciu widziałam tylko swój cień. Nie potrafiłam dzisiejszej nocy spać przez, co się dowiedziałam paru interesujących rzeczy. Po pierwsze mój brat znowu odzyskał czucie od pasa w dół, ale jeszcze ukrywa to przed resztą i po drugie dowiedziałam się, że zdecydował wysłać zaproszenie na ślub do naszego ojca. Całą noc myślałam nad tym. Tak bardzo chciałabym, żeby pojawił się on na nim. Od wielu miesięcy chciałam z nim porozmawiać, ale nie potrafiłam zrobić tego pierwszego kroku.
 Zerknęłam na swoją niebieską sukienkę. Wreszcie będę miała nowe doświadczenia, dzięki temu, że będę świadkową panny młodej. Doświadczenia z przeszłości jakoś mi z łatwością nie przychodzą, ale na szczęście zdołałam sobie przypomnieć parę faktów związanych z Niallem oraz Kasią, Zuzą i Alice, no i jak mogłabym zapomnieć o reszcie chłopaków z 1D. Tyle, że to nie jest ilość która może mnie zadowolić. Chciałabym sobie przypomnieć wszystko, co się wydarzyło w przeszłości, ale lekarz cały czas mi powtarza, że potrzeba na to wszystko czasu.
 Podeszłam do biurka i odsunęłam szufladę skąd wyciągnęłam drewnianą szkatułkę. Delikatnie otworzyłam wieczko i wyciągnęłam z niej łańcuszek z małym diamentowym serduszkiem, które dostałam od mamy, kiedy miałam osiem lat. To była wówczas jej jedyna pamiątka po moim ojcu, a dla mnie to był największy skarb, lecz z czasem zapomniałam, że go miałam. Właśnie, kiedy mama przeprowadziła się do Londynu to go znalazła. Chciałam jej go oddać, ale powiedziała, że to nie jej należy się to serce.
 Czasem łapię się na tym, że proszę Boga o to, żeby znowu połączył moich rodziców. Moja mama do tej pory nie podjęła decyzji dotyczącej rozwodu. Widzę, że bardzo to przeżywa, ponieważ musi jeszcze czuć coś do niego, więc tym bardziej pragnę, żeby Andrzej pojawił się na ślubie.
 - A ty jeszcze nie wzięłaś się za siebie? – do mojego pokoju wparowała mama. Nigdy nie widziałam jej piękniejszej. Włosy miała spięte z tyłu, oczy miała podkreślona pięknym zielonym cieniem. Była taka śliczna i wreszcie wypoczęta.
 - Właśnie zamierzałam iść do łazienki – uśmiechnęłam się do niej. – Mam nadzieję, że ani Wojtek ani Bartek jej nie zajęli.
 - Nie, nie – pokręciła głową. – Chłopcy są już gotowi i teraz siedzą w pokoju z Krystianem i pomagają mu się przygotować.
 - Wspaniale.
 Sięgnęłam po swoją sukienkę i wyszłam z pokoju. Do łazienki weszłam tylko na chwilę, żeby powiesić strój na wieszaku. Skierowałam się do pokoju Frances, gdzie przebywała Isabel. Kiedy otworzyłam drzwi, ujrzałam dziewczynę ubraną w piękną, długą, białą suknię, która ślicznie przylegała do jej zgrabnego ciała. Czarne włosy, które przeważnie były proste w tej chwili były pokręcone i spięte, że tak powiem welonem. Na ramionach trzymała małą, która cały czas się bawiła kawałkiem welonu. Ona sama miała na sobie piękną, różowiutką sukieneczkę.
 - Widzę, że wszyscy już gotowi tylko jakoś mi się nie śpieszy – prychnęłam, zamykając drzwi.
 Podeszłam do Isabel i pocałowałam maleńką w główkę. Uwielbiałam jak się uśmiechała za każdym razem, kiedy to robiłam. Czarnowłosa położyła swoją córeczkę do jej łóżeczka i sama usiadła na fotelu.
 - Boję się, że coś dzisiaj nie wyjdzie – mruknęła pod nosem.
 - Proszę cię – kucnęłam przed nią i spojrzałam w jej czarne oczy. – Przeżyliście już dostatecznie dużo i nie ma już szans, żeby cokolwiek was pokonało. Jesteście kochającą się dwójką ludzi, którzy pragną sobie przyrzec, że będą się wiecznie kochać… Nie powinnaś się martwić – poklepałam jej dłoń.
 - Dziękuję ci.
 - Nie, to ja ci dziękuję. Gdyby nie ty, nie byłabym w stanie ciebie teraz pocieszać. Byłaś ze mną od początku, odkąd się obudziłam, więc ja również będę z tobą od początku twojego nowego życia.
 Wstałam i przytuliłam mocno dziewczynę.
 - Tobie się naprawdę nie śpieszy… - mruknęła znowu Isabel.
 - Tak, tak… - przewróciłam oczami. – Przyszłam tutaj, żeby ci to dać, a raczej pożyczyć, bo jak tradycja mówi, że najlepiej jak się ma coś nowego, coś starego, coś niebieskiego i coś pożyczonego, więc ty już masz coś starego i pożyczonego w jednym.
 Podałam jej łańcuszek, na którego widok do jej oczu napłynęły łzy. Dobrze wiedziała, że nie może się rozpłakać, więc zaczęła szybko mrugać powiekami.
 Zapięłam jej to na szyi i szybko się z pokoju zmyłam, bo mama mnie dopadła. Weszłam do łazienki i zaczęłam się szykować na wielki dzień mojego brata.

Alice
 Stanęłam przed drzwiami mojego starego domu. Zadzwoniłam do drzwi, czekając na to, że któryś z mojego rodzeństwa otworzy. Nie przywykłam do takiej sytuacji, ponieważ przez te parę lat to był i mój dom, gdzie mogłam spokojnie wchodzić, nie czekając na to, że ktoś mi otworzy, ale odkąd otworzyłam ośrodek razem z Zaynem zamieszkałam właśnie tam. Chłopak jak na razie dojeżdża tam w wolnych chwilach, ale nie mam mu tego za złe, ponieważ właśnie dzięki niemu to wszystko ma sens.
 Usłyszałam dźwięk przekręcającego się kluczyka w drzwiach i po chwili uchyliły się drzwi, za którymi stał Andrew. Uśmiechnęłam się na jego widok i wskoczyłam mu w ramiona.
 - Cześć piękna – powiedział z trudem, ponieważ go lekko przydusiłam. Odsunęłam się i popatrzyłam na jego uśmiechniętą buźkę. – Cieszę się, że przyjechałaś. Stęskniłem się za twoją osobą w tym domu.
 - Yhy – mruknęłam. – Przyznaj się, że tęsknisz za moją kuchnią, a nie łżesz mi tutaj w żywe oczy.
 - Przejrzałaś mnie.
 Rozczochrał mi włosy i zaprosił do salonu, który dawniej należał i do mnie. Wciąż nie mogę przywyknąć do tego, że wszystko, co tutaj jest już nie należy do mnie.
 Usiadłam na starym fotelu, czekając na Andrewa, który poszedł zaparzyć nam herbaty. Do pokoju wszedł mały chłopczyk, który usiadł naprzeciwko mnie. To właśnie on zajął moje miejsce w tym domu. Mój były opiekun mówi, że jest bardzo nieśmiały i jakoś nie potrafi się jeszcze otworzyć przed resztą rodzeństwa.
 Rozsiadłam się jeszcze wygodniej w fotelu i uśmiechnęłam się do niego.
 - Cześć – zaczęłam, ale nic to nie dało. – Nazywam się Alice, a ty?
 - John… - powiedział ściszonym głosem.
 - Śliczne imię – uśmiechnęłam się do niego, czekając na to samo z jego strony, niestety jakoś mu się nie śpieszyło z okazywaniem jakichkolwiek uczuć.
 Bardzo mi się podobał ten chłopczyk. Miał takie głębokie czarne oczy i czarne włosy. Zauważyłam, że nerwowo strzelał palcami. Kiedy przyszedł Andrew z herbatą i ciastkami, chłopiec bez pożegnania wyszedł z pokoju.
 - Wyjątkowy to chłopiec – zaczął mężczyzna. – Szkoda, że musiał tyle przeżyć.
 - Przeżyć? – uniosłam brwi.
 - Jego rodzice dwa lata temu zginęli w wypadku drogowym i od tamtego czasu włóczył się z rodziny zastępczej do drugiej rodziny. Nikt nie chciał mieć dziecka tak zamkniętego w sobie.
 - Moim zdaniem ma szczęście, że tutaj trafił – zrobiłam łyk herbaty. – Mało kto ma takie serce jak ty…
 - No tak – pokiwał głową. – Nie wiem, czy któryś z rodzeństwa ci mówiło, ale wszyscy mnie już zostawiają… - zrobił smutną minkę. – Niesamowite, że wszystkie moje dzieci już są dorosłe.
 Poklepałam Andrewa po kolanie i spojrzałam w jego oczy.
 - Nie martw się. Masz teraz Johna, no i oczywiście mnie. Andrew? – odwróciłam wzrok, żeby nie widzieć jego miny. – Powiedz mi, czy rozmawiałeś z Laurą czy też Christianem?
 - Nie – powiedział w taki sposób, że zdołałam sobie wyobrazić jego zdołowaną minę.
 - Dzisiaj Christian ma ślub, prawda?
 - Tak… - mruknął.
 Przytuliłam się do Andrewa. Było mi przykro, że nie może uczestniczyć w tak ważnym dniu jego syna.  
 - A ty właściwie, dlaczego nie wybierasz się na ślub?
 - Zayn mnie zaprosił, ale nie miałam takiej wielkiej potrzeby tam się wybierać. Ja i Christian nie byliśmy jakimiś dobrymi znajomymi, tak żeby zapraszać siebie nawzajem na ślub. No i oczywiście ktoś musi załatwić parę spraw związanymi z ośrodkiem.
 - Alice – mężczyzna położył rękę na moim policzku. – Jestem taki dumny, że mogę być twoim zastępczym ojcem. Jesteś niesamowitą dziewczyną.
 -To ja ci dziękuję, że nim jesteś. Gdyby nie ty to gniłabym teraz na ulicy, nie zaznając nigdy rodzicielskiej miłości.
 Usłyszeliśmy dzwonek. Andrew się podniósł, a ja z ciekawości też poszłam zobaczyć kto to przyszedł. W holu zauważyłam, że John siedzi na schodach, wpatrując się w drzwi. Czyli i nim włada ciekawość. Przysiadłam się obok niego i czekałam aż mężczyzna otworzy drzwi.
 Och, za nimi stał tylko listonosz. Spojrzałam na chłopaka, który cały czas patrzył się w jeden punkt. On też jest szczęściarzem, że tutaj jest. Wstałam i poczochrałam małemu włosy na co się wreszcie uśmiechnął. Podeszliśmy razem do Andrewa, który z uwagą przyglądał się kopercie, którą dostał. Była ona biała ze złotymi motywami. Czyżby to było…?
 - Otwórz to! – pośpieszył go John.
 Zszokowana spojrzałam na chłopczyka, przecież jeszcze przed chwilą to nie chciało rozmawiać. John zauważył, że patrzę na niego i znowu na jego twarzy pojawił się uśmiech, a na jego licach różowe rumieńce.
 - To jest zaproszenie – usłyszałam Andrewa.
 Popatrzyłam na niego. W ręce trzymał zaproszenie na ślub. Podeszłam do niego bliżej, tak żeby zobaczyć, co na nim pisze.
 - Ślub zaczyna się za pół godziny – szepnęłam.
 - Nie zdążę… - usłyszałam jego załamany głos. – Znowu zawiodę.
 - Rusz się, a zdążysz – pchnęłam Andrewa w stronę jego pokoju. – John, szybko leć się ubrać, bo jedziemy na ślub.

Laura
 Razem z Niallem staliśmy na dworze, przed kościołem, żeby witać wszystkich gości. Wiele dziewczyn, które przybyły na ślub robiły wielkie oczy na widok Nialla. Kto by pomyślał, że młodsza siostrzyczka Christiana zwiąże się z kimś takim jak Horan.
 Zaplątałam swoje palce w jego i czekałam na Kasię i Zuzę. Tej dwójce jakoś się nie śpieszyło. Na plac kościelny wjechało porsche Louisa i Liama. Obaj ubrani w garnitury, a ich partnerki w przepiękne sukienki. Na mój widok zaczęły piszczeć. No tak, przecież my już wieki się nie widziałyśmy. Przytuliłam Eleanor oraz Danielle. Obie nie mogły uwierzyć, że Isabel dzisiaj staje przed kobiercem. One dobrze pamiętały, co między nią i Christianem było.
 - No proszę, Harold przyjechał ze swoją narzeczoną – powiedział Louis, który próbował udawać poważnego. - Hm–... Eleanor pamiętaj, że to my mamy szybciej stanąć przed kobiercem niż on! – szepnął do niej na tyle głośno, że nawet Kasia, która się zbliżała do nas go usłyszała i zaczęła się śmiać.
 - Jasne Louis, tylko najpierw mógłbyś się mi oświadczyć – El trzepnęła go w głowę. – Cześć Skarby!
 Jako pierwsza przytuliła się do Kasi i Harry’ego. Tak bardzo się cieszyłam, że i oni dzisiaj przybyli.
 Zauważyłam, że w Kasi się coś zmieniło. Otóż to miała lekko zaokrąglony brzuszek. No proszę, nasz Rudzielec zostanie mamą. Uśmiechnęłam się do niej i mocno ją przytuliłam. Brakowało mi tego od dłuższego czasu.
 - Ej, a mnie nie przytulisz?! – obok mnie zjawił się Harry.
 Odwróciłam się i go również przytuliłam. Tak bardzo się cieszyłam z ich obecności.
 - …no chyba nie… - do rzeczywistości przywrócił mnie głos Zuzy, która znowu droczyła się z Adamem. – Witam wszystkich! Proszę mi przypomnieć, gdy ksiądz zada pytanie, czy ktoś jest przeciwko mam się odezwać. Jak to możliwe, że moja pierwsza miłość ma dzisiaj się pobrać.
 Wszyscy wybuchli śmiechem. Oczywiście, Zuza i jej humor. Przytuliłam się do niej i zerknęłam przez ramię na Adama i Kasię, którzy się z czegoś śmiali.
 - Kochani wejdźcie już do środka – podeszła do nas mama. – Zaraz rozpocznie się ceremonia.
 - Już?!
 Myślałam, że jest jeszcze trochę czasu, ale jak okazało się już nie ma go. Miałam nadzieję, że zobaczę gdzieś Andrzeja, ale nigdzie go nie było. Nie przyjedzie więc. Przytulona do Nialla weszłam do kościoła. Stanęliśmy przy ławce, gdzie on razem z resztą zespołu miał miejsce. Podniósł moją brodę do góry i uśmiechnął się.
 - Będzie dobrze – pocałował mnie w usta.
 - Przepraszam za spóźnienie. – obok nas zjawił się Zayn. Pocałował mnie w policzek i usiadł w ławce obok Zuzy.
 Poklepałam Nialla po ramieniu i ruszyłam w kierunku ołtarza, tam gdzie miałam zająć miejsce. Stanęłam obok Bartka, najlepszego przyjaciela mojego brata z Polski. Ten cały czas robił głupie miny. No oczywiście, mój brat nie mógł wziąć poważniejszego świadka. Dałam chłopakowi sójkę w bok, a kiedy usłyszałam pierwsze nuty. Odwróciłam się i spojrzałam na kochaną piątkę bohaterów, która zgodziła się zaśpiewać piosenkę na wejście. Isabel i Christian wybrali Hallelujah z „ Shrek’a”.
 Przez wielkie drzwi przeszła mała Frances, która sypała z koszyka płatkami róż. Tuż za nią w drzwiach pojawiła się Isabel i Christian. Wszystkich zamurowało, kiedy zobaczyli go na własnych nogach. Do moich oczu napłynęły łzy. Nie wiedziałam, że ten dzień może być tak piękny. Moja mama złapała za rączkę Frances i usiadły w pierwszej ławce.
 Isabel stanęła obok mnie i się nachyliła.
 - Christian pyta się, czy pojawił się wasz ojciec? – szepnęła.
 Spojrzałam na brata i chcąc, nie chcąc pokręciłam przecząco głową. Zauważyłam lekkie rozczarowanie z jego strony. Wiedziałam, że zależało mu na tym, żeby Andrzej się pojawił dzisiaj.

Kilkadziesiąt minut później…

 Kiedy nareszcie złożyli przysięgę nadszedł czas na wymianę obrączek. Do Bartka podszedł ministrant, któremu wręczył obrączki. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na mamę. Ocierała swoje zapłakane oczy. To było piękne i prawdziwe. Już chciałam się odwrócić, ale mój wzrok powędrował do ostatniej ławce, gdzie siedział Andrzej. Nie mogłam uwierzyć, że przybył.
 - Isabel przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności…
 Nie potrafiłam się już skupić na słowach, które są wypowiadane przez Młodą Parę. W moich myślach był szum. Miałam ochotę podbiec w tej chwili do mojego taty i porozmawiać z nim, ale musiałam czekać do końca.
 Usłyszałam piosenkę końcową. Isabel i Christian złapali się za ręce i ruszyli do drzwi, po drodze zabrali swoją córeczkę. Ja podeszłam do Nialla, który czekał na mnie przy ławce.
 - Dziękuję – pocałowałam go w policzek.
 Kiedy wyszłam z kościoła, wzrokiem szukałam swojego ojca. Myślałam, że ujrzę go w kolejce do Pary Młodej, ale go tam nie była. Miałam ochotę podbiec do Christiana i powiedzieć mu, że tata pojawił się na ślubie, ale nie wiedziałabym jakby teraz zareagował.
 Zobaczyłam Andrzeja pod starym drzewem przy płocie. Zostawiłam Nialla i podeszłam do niego.
 - Cześć – uśmiechnęłam się. – Myślałam, że nie przyjedziesz.
 - Witaj. Przepraszam za spóźnienie, ale dopiero pół godziny przed ślubem dotarło do mnie zaproszenie…
 Uniosłam brwi. No tak…
 - Nie ważne. Cieszę się, że przybyłeś. Christian na pewno też się będzie cieszył.
 - Naprawdę?
 - Tak – pokiwałam głową. – Odkąd się obudziłam miałam ochotę z tobą porozmawiać, ale bałam się tego, a teraz mam okazję.
 - A o czym chcesz porozmawiać?
 - O naszej przyszłości – uśmiechnęłam się.
 - Naszej?
 - Tak, naszej. No wiesz jesteś moim tatą i jakoś musisz nadrobić ten stracony czas, no i może jakoś pomożesz mi odzyskać pamięć?
 - Czyli mi wybaczasz?
 - Wybaczyłam ci już dawno temu.
 Przytuliłam się do Andrzeja. Nareszcie będę miała ojca. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że za plecami mężczyzny stanął Christian. Widziałam w jego oczach łzy, on też nie spodziewał się, że on przybędzie.
 - Jesteś – usłyszałam zachrypnięty głos.
 Andrzej się odwrócił i spojrzał na syna.
 - Przecież mnie zaprosiłeś.
 - Tak… - nabrał powietrza. – Posłuchaj, byłeś daremnym ojcem, ale zapomnę o tym, ponieważ znam prawdę. Nie wiem jak będą wyglądać nasze kontakty ojciec-syn, ale chcę dać ci szansę…  Może okażesz się lepszym dziadkiem dla swojej wnuczki?
- Dziękuję.
 Przytulili się do siebie, a ja do nich dołączyłam. Teraz już ta pustka, która przez lata w moim sercu była została zalepiona. Od dzisiaj my wszyscy zaczynamy nowe życie…

Nie potrafię uwierzyć, że to był już ostatni rozdział... Tyle miesięcy... Bardzo dziękuję Wam za miłe słowa, przez które też wzruszyłam się. Nie będę się rozpisywać, jeszcze nie teraz... ;)
Kocham,
Kinga.